http://www2.polskieradio.pl/eo/dokument.aspx?iid=32293
Drzwi należy otwierać, nigdy zamykać
27.01.2006
RADIO POLONIA: Czy często wraca pan do wspomnień z dzieciństwa, do dzieciństwa spędzonego w Pińsku na Polesiu. Jak ten obraz dzieciństwa pozostał w pana pamięci?
RYSZARD KASPUŚCIŃSKI: Ja mam dobre wspomnienia, tego dzieciństwa do momentu, kiedy wybucha II wojna światowa. Jestem wtedy jeszcze małym dzieckiem i te pierwsze wrażenia, pierwsze wspomnienia mam bardzo pomyślne. To znaczy bardzo dobre. Po Pińsk był takim miasteczkiem czy jak to pińczuczycy chcą z wielką duma mówić, że miastem wielokulturowym, wielonarodowym, wieloreligijnym. Tam mieszkali przecież i Białorusini, Rosjanie i Polacy. Były bardzo silne społeczności żydowskie, litewskie, mieszkali nawet Belgowie, którzy posiadali wielkie udziały w przemyśle drzewnym. Tak, że to było takie miasto, w którym rzeczywiście różne narodowości, religie współżyły. I to była taka dla mnie wielka szkoła, że to współżycie jest możliwe, że jest możliwe to żeby ulica była zamieszkała przez przedstawicieli kilku różnych narodowości i że obok siebie był i kościół katolicki niedaleko była bóżnica i była zaraz niedaleko cerkiew prawosławna i że te wszystkie religie umiały między sobą współżyć i to współżyły w sposób, że tak powiem naturalny. To było coś normalnego, nie było tutaj z tego powodu jakiegoś zdziwienia. Nigdy w ogóle nie umiałem rozróżnić tych rzeczy. Dla mnie to byli wszystko koledzy z jednego podwórka, z jednej ulicy. Wszyscy się razem bawiliśmy. Ten nacjonalizm XX wieku to potem bardzo silny twór totalitarazymów. Jedna z tych podpór totalitaryzmów, to sianie tej nienawiści rasowej między religijnej. W moim dzieciństwie to były bardzo szczęśliwe, chociaż ubogie lata. Dlatego, ze w tamtym czasie Polesie, Pińsk i to w ogóle Wschód Polski to były regiony w dużej części zamieszkałe przez ludność nie bogatą. Ludność o bardzo umiarkowanych źródłach dochodu. I w związku z tym te wspomnienia bardzo, bardzo korzystne, bardzo one miały na mnie duży wpływ, dlatego, że nauczyłem się, ponieważ sąsiedzi to byli ludzie ubodzy, ale ludzie pełni jakiegoś poczucia godności i rzetelności i solidarności. Nauczyłem się szanować ludzi nie według jego bogactwa, ale według jego wartości, szanować kulturę nie według tego, jak głośno one się ogłaszają, swoją wyższość na świecie, ale jak bardzo są one humanistyczne, jak bardzo są one sprzyjające własnej społeczności i obcym społecznościom. Jednym słowem dla mnie to dzieciństwo było wielką szkołą takiej międzyludzkiej solidarności, zwyczajnej, takiej prostej solidarności sąsiedzkiej. Solidarności takich ludzkich odruchów. Czasem myślę sobie, że znajdę kiedyś czas na pisanie o tym swoim dzieciństwie w Pińsku. Zbieram od lat materiały na ten temat, mam dużo kontaktów. Jak mam tylko czas, to jadę i jeżdżę do Pińska. Tam są groby moich przodków i w związku z tym czuję się bardzo związany z tym miejscem, z Polesiem i z Polakami, którzy tam ciągle nadal mieszkają. To jest dzisiaj Białoruś, to jest dzisiaj właściwie taka południowo-zachodnia część Białorusi. Mam takie poczucie naturalnej wspólnoty i z tym miejscem, geografią i z tym środowiskiem ludzkim. Z moją ulicą, na której się urodziłem, z całym moim miasteczkiem, które w tej chwili bardzo się rozrosło, ale jeszcze na szczęście zachowały się jego stare ulice i stare domy. I tam się czuje bardzo u siebie. Bardzo w domu.
RADIO POLONIA: Czy możemy zatem oczekiwać, że powstanie książka poświęcona Polesiu, poświęcona Pińskowi?
RYSZARD KASPUŚCIŃSKI: Ja bym bardzo chciał taką książkę napisać. Tym bardziej, że Pińsk leży dokładnie w połowie drogi między Wilnem i Lwowem i na temat Wilna i Lwowa jest bardzo dużo literatury, a na temat Pińska bez porównania mniej. Chciałbym żeby pamięć tego miasta i tej społeczności w jakichś sposób przetrwała. Więc mam jakichś rodzaj moralnego zobowiązania żeby cos napisać. Ale świat jest ogromny i jest tyle rzeczy do napisania, że naprawdę nie starcza i czasu i życia, żeby to wszystko zdołać opisać, opowiedzieć. Zresztą jest to uczucie, które towarzyszy każdemu piszącemu, zwłaszcza każdemu reporterowi, który jeździ dużo po świecie, ponieważ w miarę odbywania tych podróży mam on wrażenie, że ten świat coraz bardziej ogromnieje. Zaczyna być potem taki problem, który odczuwam bardzo silnie, że się dużo więcej podróżuje niż człowiek jest zdolny potem o tym napisać. Gromadzą się jak gdyby te teczki notatek, zapisków do książek, których już człowiek nie jest w stanie napisać, ponieważ dzień jest za krótki. A jeszcze są następne podróże. A poza tym jeszcze jest nie tylko kwestia pisania, ale dzisiaj w ogóle rola pisarza jest w dużym stopniu też takim zadaniem społecznym. To znaczy musi uczestniczyć w różnych akcjach, w różnych konferencjach, w różnych spotkaniach, wieczorach autorskich. Jednym słowem czas jest właściwie wypełniony od świtu do nocy. Jest to czas pracy intensywnej. Ponieważ takie wszelkie publiczne działania są związane ze stresem ze zmęczeniem. To nie jest tylko pisanie. Dawniej pisarz to było tylko przede wszystkim pisanie. A dzisiaj jest inna sytuacja. Dzisiaj jest taka sytuacja, że się od pisarza oczekuje również jego obecności, oczekuje się również jego głosu,. Oczekuje się również jego takich doraźnych opinii na różne tematy. Widzę jak bardzo ludzie są zagubieni w świecie, jak się czują niepewnie, nie umieją tego świata odczytać. I zresztą jest go bardzo ciężko odczytać, ponieważ on nie jest łatwy wcale. Współczesny świat jest bardzo zaplątany, bardzo zawęźlony, jest uwikłany w różne konflikty z przeszłości. I ludzie jak gdyby oczekują, że właśnie ten człowiek piszący jak go czasem nazywają, intelektualista, że on jakoś potrafi więcej na ten temat powiedzieć. Może posłużyć jakimś komentarzem, jakimś objaśnieniem. Tych oczekiwań jest bardzo dużo, tych pytań jest bardzo dużo. Rzeczywiście trzeba mieć poczucie równocześnie odpowiedzialności za to co się mówi, żeby nie wprowadzać dodatkowego zamieszania, i chaosu i błędu. Tak, że pisanie jak gdyby nie stanowi wyłącznie jedynej czynności pisarza czy reportera.. Dlatego, że mnóstwo innych zadań nie związanych bezpośrednio z pisaniem, ale jednak społecznie ważne.
RADIO POLONIA: Obierając doktorat honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego powiedział pan, że doświadczenie przebywania latami wśród dalekich, innych uczy pana, że tylko życzliwość dla drugiej istoty może poruszać w niej strunę człowieczeństwa. To bardzo piękne, ważne słowa. Dlaczego pana zdaniem ta prawda jest tak rzadko motorem ludzkiego działania?
RYSZARD KAPUŚCIŃSKI: Na świecie jest bardzo dużo zła. I niestety jest dużo interesów, które budują swoją siłę, swoją wagę, swoje wpływy właśnie wykorzystując te złe cechy człowieka. To jest bardzo dużo takiej niepotrzebnej zupełnie agresji w mediach na przykład jest dużo, mówię tutaj o światowych mediach jest w słownictwie na przykład, które jest takim słownictwem w niektórych audycjach, w niektórych programach, w niektórych gazetach bardzo agresywnym, bardzo takim obraźliwym poniżającym i mało jest, za mało ciągle jest tego, żeby panowało wśród przywódców, wśród właścicieli mediów, żeby panowała taka atmosfera świadomego propagowania, świadomego rozpowszechniania tego co byśmy nazwali godnością ludzką. Tego, co byśmy nazywali poszanowaniem dla innego człowieka. A to są niezbędne warunki istnienia każdej społeczności. Każda społeczność na przestrzeni dziejów, od kiedy mamy ślady obecności człowieka żyła w ramach jakiejś współpracy, bo bez tej współpracy i życie ludzie byłoby po prostu niemożliwe. I jeżeli my zapomnimy o tym warunku życia jakim jest właśnie warunek współpracy to bardzo w złym kierunku pójdzie cały rozum świata. I może być po prostu niebezpiecznie z tego względu, że w świecie współczesnym dysponujemy ogromnymi zasobami technologii. W tym również technologii zniszczenia i że uruchamianie tych zasobów, tych zapasów może spowodować wielkie nieszczęścia dla nas. To dlatego jest rzeczą ważną żebyśmy ciągle powtarzali, że trzeba drugiego człowieka szanować, że trzeba do niego odnosić się z poczuciem tym, że się uważa go również za istotę ludzką, że jest to bardzo ważne, że ten inny, który się różni od nas kolorem skóry, czy inną religia czy innymi poglądami to jest również człowiek i też zasługuje na szacunek taki sam jakiego my oczekujemy od innych, że w tym współżyciu międzyludzkim jest zasada pełnej wzajemności, zasada wymiany, że przestrzeganie tej zasady wzajemności, wymiany jest rzeczą niesłychaną, po prostu jest warunkiem istnienia. I ja myślę, że to jest ważnym zadaniem literatury, ważnym zadaniem słowa wokół, w tym i słowa medialnego, żeby o tych zasadach pamiętać i je rozpowszechniać i ciągle odnawiać, odświeżać i umacniać
.
RADIO POLONIA: Powiedział pan również, że drzwi i bramy służą nie tylko do zamykania się przed innymi, mogą także otwierać się przed nim, zapraszać w gościnę. Takim kontynentem, gdzie dominuje kultura wielkiej życzliwości, gościnności jest dla pana Afryka.
RYSZARD KAPUŚCIŃSKI: Afryka tak. Z tym, że Afryka jest pojęciem takim bardzo ogólnym i kryjącym w sobie bardzo różne sytuacje i wartości. Afryka tradycyjna, Afryka to jest z innych kultur w ramach tych kultur bardzo rozpowszechniała gościnność. Przykładała dużą wagę do tego, żeby być gościnnym w stosunku do innego, w stosunku do przybysza, ponieważ będąc kontynentem zamieszkałym przez ludność w drodze, bo ogromne emigracje zawsze towarzyszyły historii Afryki, te emigracje spowodowane powiedzmy zjawiskiem suszy. Ludzie musieli opuszczać te tereny, bo nie mieli z czego żyć, zjawiskiem głodu, zjawiskiem epidemii, chorób, różne były okoliczności, które zmuszały ludzi do opuszczania swoich domów i do szukania miejsca przeżycia gdzie indziej. Często na terenach zamieszkałych już przez innych. Ta zasada właśnie przyjmowania w domu, ta zasada właśnie gość w domu Bóg w domu, która się wyraża polskim starym przysłowiem, że ta zasada była niesłychanie ważna, dlatego, że tak jak mnie przyjmowano, to potem ja mogłem być w sytuacji lepszej od innego, albo odwrotnie, że jednym słowem też następowała taka zasada wzajemnie oddawanych usług. Jeżeli nawet one się nie realizowały to potencjalnie była taka sytuacja w której ja się czułem wiecznym emigrantem, bo ciągle zmieniałem swoje miejsca pobytu i dla mnie przetrwanie, możliwość przetrwania w tych warunkach była całkowicie zależna od innych. To jak oni mnie przyjmowali, to jak oni umożliwiali istnienie to o tyle tylko mogłem być, mogłem o tyle tylko przetrwać. To była po prostu fundamentalna zasada zachowania życia i zachowania własnego istnienia. I stąd bardzo upowszechniona była i jest zasada gościnności i poszanowania gościa. Z tym, że oczywiście ta zasada jest łamana w warunkach wojny na przykład domowej.. Tutaj już się te prawa, te obyczaje nie są tak przestrzegane i odwrotnie jest dużo, pojawia się na to miejsce, ponieważ pustki nie może być społecznej, wobec tego w to miejsce, z którego życzliwość została wyparta zajmuje natychmiast nienawiść. I zajmuje natychmiast prawo zemsty, prawo poszukiwania wroga i prawo zwalania wszystkich nieszczęść, jakie człowieka spotykają na innego. I oczywiście w związku z tym, ponieważ również w Afryce są kraje czy są regiony, gdzie dochodzi do wojen to tam ta zasada gościnności nie jest przestrzegana. Ale cała kultura Afryki jeżeli tak można mówić, bo Afryka to jest wiele kultur jednocześnie, ale wszystkie te kultury miały wspólną cechę tradycyjnie, że przestrzegały bardzo praw i gościnności i praw, które przyznawali gościowi. To znaczy jeżeli ja już kogoś przyjmowałem, to obowiązywała mnie ochrona tego gościa, tego człowieka, którego przyjmowałem. Ja byłem jak gdyby odpowiedzialny za niego. Ja brałem na siebie tą odpowiedzialność. I to było niesłychanie ważne, ponieważ dzięki temu tylko w tych bardzo trudnych warunkach, w jakich znajduje się Afryka, czyli w warunkach i klimatycznych i okropnej gleby i stałych epidemii, że tylko dzięki temu ludność zamieszkująca od wieków ten kontynent mogła przetrwać, ponieważ bez tego, bez tej solidarności, takiej normalnej ludzkiej solidarności, człowieczej solidarności to współistnienie w ogóle istnienie faktycznie byłoby niemożliwe.