http://www2.polskieradio.pl/eo/dokument.aspx?iid=34274
Co może się wydarzyć na Białorusi po 19 marca?
17.03.2006
RADIO POLONIA: „Białoruś przed i po 19 marca - możliwe scenariusze”. Taki raport przygotowała Fundacja im. Stefana Batorego. Czego możemy się w niedzielę spodziewać na Białorusi?
GRZEGORZ GROMADZKI analityk Fundacji Stefana Batorego: Można się spodziewać naprawdę wielu różnych rzeczy. Oczywiście są bardziej lub mniej prawdopodobne scenariusze, ale trzeba być przygotowanym na bardzo różne sytuacje, jakie mogą mieć miejsce w czasie, a zwłaszcza tuż po zamknięciu lokali wyborczych.
RADIO POLONIA: Czy to są wszystko scenariusze złe?
GRZEGORZ GROMADZKI: Nie wszystkie są oczywiście złymi scenariuszami. Po pierwsze zależy od jakiej strony patrzmy, czy one są dobre czy są złe. Jeżeli myślimy o obudzeniu się społeczeństwa białoruskiego to można sobie wyobrazić takie scenariusze, które właśnie pokazują tą nową twarz tego społeczeństwa. Innymi słowy na ulice Mińska wyjdą tysiące ludzi, którzy będą jednak protestować przeciwko temu, co się dzieje na Białorusi. Będą pilnować – można powiedzieć – w sposób taki oczywiście umowny liczenia głosów. To byłby na pewno scenariusz pozytywny jeżeli patrzymy od strony społeczeństwa białoruskiego. I z naszej strony też, bo mielibyśmy za sąsiada demokratyczne państwo. Ale oczywiście ten scenariusz może mieć także swoją bardzo ciemną stronę. Mianowicie reakcję władz. To z jednej strony może być po prostu aresztowanie setek ludzi. Już właściwie przed wyborami mamy taką sytuację, że setki ludzi opozycji już zostało zatrzymanych. Ale można sobie wyobrazić, że władze będą jeszcze więcej osób aresztować po wyborach ażeby nie dopuścić do eskalacji protestów. I nie wykluczony, choć znacznie mniej prawdopodobny – moim zdaniem – jest jednak ten wariant, że użyta zostanie siła. I to nawet w takim stopniu, że po prostu poleje się krew, że funkcjonariusze reżimu będą strzelać. Tego niestety nie można wykluczyć.
RADIO POLONIA: Ale czy rzeczywiście musi to aż tak dramatycznie się zakończyć. Myślę tutaj o spojrzeniu z punktu widzenia obecnych władz Białorusi, które mają pełnię władzy nad mediami i aresztują działaczy opozycji. Właściwie mają wszystkie argumenty. A poza tym nie ma co ukrywać, że prezydent Łukaszenka jest dość popularnym, mimo wszystko, politykiem na Białorusi. Wydaje się, że mógłby po prostu uczciwie stanąć w szranki wyborcze. A zatem czy władza na Białorusi musi się posuwać tak daleko?
GRZEGORZ GROMADZKI: To jest problem każdej dyktatury. Ta białoruska faktycznie ma dość duże poparcie społeczne. Być może Łukaszenka spokojnie mógłby bez fałszerstw wyborczych zebrać ponad 50 proc. w pierwszej już turze wyborów. Jednak pamiętajmy o jednym. To prawda, że mógłby zdobyć ponad 50 proc. głosów, ale dzieje się to w sytuacji nienaturalnej kampanii wyborczej, gdzie opozycja została właściwie pozbawiona szansy normalnej walki wyborczej z obecnie urzędującym prezydentem. Gdzie akcje-spotkania Milinkiewicza, głównego oponenta Łukaszenki, są określane jako nielegalne zebrania. To jest zupełnie dziwna i nienaturalna sytuacja. Nie mająca żadnego punktu wspólnego z demokracją. O tym trzeba pamiętać. Ale prawdopodobny jest taki scenariusz - może nawet bardzo prawdopodobny - że tych ludzi na ulicach Mińska, a zwłaszcza już tym bardziej na ulicach innych miast, będzie niewiele. Albo te demonstracje zakończą się po dosłownie dniu, dwóch dniach od daty zakończenia wyborów. To jest bardzo prawdopodobny scenariusz. To jest chyba problem pewnej mentalności systemów dyktatorskich, że ci ludzie po prostu się boją i boją się reakcji tłumu, który może wymknąć się im spod kontroli. I ciekawa jedna sprawa, że nie było mitingów samego Łukaszanki. Nie było publicznych spotkań w Mińsku czy w miastach białoruskich z kandydatem na prezydenta - obecnym prezydentem Łukaszenką. On się chyba boi spotkań, otwartych spotkań z ludźmi, które nie byłyby w pełni wyreżyserowane. Bowiem było tylko jedno spotkanie czyli zjazd ogólnobiałoruski, który odbył się przed wyborami. Ale to była wyreżyserowana do końca impreza.
RADIO POLONIA: Opozycyjny kandydat na prezydenta Aleksander Milinkiewicz powiedział, że władza przede wszystkim koncentruje bardzo duże siły milicji i wojska w Mińsku i w okolicach. Że właściwie ściąga te siły specjalnie z całego kraju. To może świadczyć z jednej strony o tym, co pan mówi, czyli o tym lęku władzy, ale może to być także tylko demonstracja siły.
GRZEGORZ GROMADZKI: Wydaje mi się, że chodzi o jedno i drugie. Na pewno jest to demonstracja siły, bowiem teraz reżim chce zrobić wszystko ażeby ludzie nie wyszli na ulicę. Ostatnie oświadczenie KGB białoruskiego, w którym to wyraźnie jest powiedziane, że ludzie, którzy wyjdą na ulicę i będą aktywnie uczestniczyć w manifestacjach po wyborach, będą uznawani za terrorystów. To jest zupełnie nieprawdopodobne stwierdzenie, że może ich czekać taka kara, jak za działalność terrorystyczną czyli wieloletnie więzienie, do 25 chyba lat jeżeli mnie pamięć nie myli, a nawet kara śmierci. Więc oczywiste jest, że jest to próba zastraszenia ludzi, żeby jednak nie wyszli na ulicę i zostali w domach. Ale powtarzam to jest jedno i drugie. To jest z jednej strony właśnie próba zastraszenia żeby nie mieć kłopotów. A z drugiej strony jest to jednak strach reżimu.
RADIO POLONIA: A w takim razie, co świat cywilizowany, co Unia Europejska choćby, co Polska może w tej materii zrobić, skoro Białoruś nie chce obserwatorów.
GRZEGORZ GROMADZKI: Jakaś liczba obserwatorów jest, bo jednak misja OBWE będzie obserwowała i obserwuje już te wybory, bowiem są już długoterminowi obserwatorzy i dojechali w ostatnich dniach dosłownie, tzw. krótkoterminowi obserwatorzy. Będzie ich prawie 400, bo niektórzy niestety nie mogli przekroczyć granicy białoruskiej. Tak więc będzie raport OBWE po wyborach. Najprawdopodobniej, to już właściwie można przewidzieć, że będzie on bardzo negatywny w stosunku do władz białoruskich i do sposobu przeprowadzenia wyborów, chociażby ze względu na to, o czym już wspominałem. Mianowicie na kampanię wyborczą, która jest prowadzona w urągających warunkach po prostu jeżeli chodzi o opozycję. Tak więc będzie to pewien dokument, który może posłużyć potem do dalszych działań czy to Unii Europejskiej czy Stanom Zjednoczonym. I to co może zrobić Unia, to na pewno zareagować na to co się dzieje, oczywiście w zależności od rozwoju sytuacji. Jeżeli ten rozwój będzie nie tak drastyczny, jeżeli chodzi o prześladowanie opozycji i strzelanie do ludzi, to wtedy oczywiście sankcje powinny być łagodniejsze niż sankcje w przypadku naprawdę tego drastycznego scenariusza, który mam nadzieję, że się nie spełni.. Jeżeli chodzi o te sankcje? Cóż. Na pewno to będą sankcje wizowe przeciwko ludziom reżimu i trzeba je rozszerzać w zależności od rozwoju sytuacji i coraz gorszych scenariuszy. To może być zamrożenie kont ludzi reżimu, którzy mają te pieniądze, które zarabiają w nielegalny sposób, także umieszczone na kontach za granicą, w krajach Unii Europejskiej. To mogą być wreszcie ekonomiczne-częściowe. A w przypadku naprawdę najgorszego z możliwych scenariuszy czyli siłowego rozwiązania sytuacji ze strzelaniem do demonstrantów. nawet embargo na handel z Białorusią. Ale tak naprawdę Unia Europejska ma stosunkowo niewielkie pole manewru jeżeli chodzi o sankcje z tego względu, że już w tej chwili Białoruś jest w dużej mierze samoizolującym się krajem, chociażby poprzez to, że ze względu na dyktaturę nie jest na przykład członkiem Rady Europy.
RADIO POLONIA: Ale wśród tych wariantów, które omawialiście, które pan w tej chwili przedstawia, przynajmniej niektóre z nich jest także wariant quasi-ukraiński.
GRZEGORZ GROMADZKI: Tego nie można też do końca wykluczyć. Oczywiście on jest wydaje się w tej chwili bardzo mało prawdopodobny. Ale jednak także przed wyborami ukraińskimi właściwie mało kto wierzył w to, że może dojść do takiego rozwiązania, jakie w końcu miało miejsce. Tu jesteśmy jeszcze bardziej pesymistyczni jeżeli porównujemy Ukrainę przed wyborami prezydenckimi i teraz sytuację na Białorusi. Ale tego scenariusza nie można wykluczyć do końca. Kiedy on by się mógł zrealizować? Wtedy, kiedy będzie bardzo dużo ludzi w Mińsku. Jeżeli ta liczba będzie naprawdę sięgała kilkudziesięciu tysięcy osób, co w tej chwili się wydaje prawie że niewiarygodne, że może dojść do takiej demonstracji, ale nie można jej wykluczyć. Kiedy będzie więc tych kilkadziesiąt tysięcy ludzi w Mińsku to wtedy tak naprawdę władze są już bezradne i po prostu nie mogą strzelać. To jest taki tłum, który już nie jest się w stanie w jakikolwiek sposób kontrolować i wtedy jest takie prawdopodobieństwo, że może dojść do pęknięć wewnątrz samego reżimu. Że część przynajmniej jednostek, zwłaszcza myślę tutaj o wojsku i zwykłych milicjantach, a nie o oddziałach specjalnych, które są rzeczywiście murem stoją za Łukaszenką, ale zwykli żołnierze, zwykli milicjanci mogą poczuć się po prostu częścią tego tłumu. (ms.)