http://www2.polskieradio.pl/eo/dokument.aspx?iid=53593

Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa

06.06.2007

 

HALINA OSTAS: W połowie czerwca ruszą ponownie prace ekshumacyjne w Bykowni na Ukrainie, gdzie spoczywają ofiary z tzw. ukraińskiej listy katyńskiej. Będzie to prawdopodobnie ostatnia faza prac, która powinna zakończyć się pochówkiem ofiar i otwarciem dyskusji dotyczącej ich upamiętnienia. Rozmawiam z panem ministrem Andrzejem Przewoźnikiem,  sekretarzem generalnym Rady Ochrony pamięci Walk i Męczeństwa. Panie ministrze, czy dziś mamy już pewność, że wśród tych, którzy spoczywają w Bykowni znajdują się ofiary właśnie z tzw. listy katyńskiej?

ANDRZEJ PRZEWOŹNIK: Oczywiście mamy taką pewność. O tych badaniach, które prowadziliśmy, zwłaszcza w ubiegłym roku i po tych znaleziskach, które mieliśmy okazję zgromadzić w czasie prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych, możemy ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, że w lesie podkijowskim, w Bykowi, spoczywają obywatele polscy, którzy zostali zamordowani na mocy decyzji  najwyższych władz państwowych i politycznych Związku Sowieckiego z 5 marca 1940 roku - ci, których nazwiska figurują na tzw. ukraińskiej liście katyńskiej. Oczywiście nie ma takich materiałów, które by pozwalały zidentyfikować konkretną osobę, otóż i stan grobów jest taki, że na to nie pozwala. Natomiast potwierdzenie tego, że są to Polacy z ukraińskiej listy katyńskiej, mamy niewątpliwie.

HALINA OSTAS: Spoczywają tam także Polacy, obywatele polscy zamordowani w latach 1937/38.

ANDRZEJ PRZEWOŹNIK: Bykownia była takim bardzo specyficznym miejscem, które znajdowało się przez wiele lat w dyspozycji miejscowego NKWD, które uczyniło z tego miejsca taki teren, który służył do ukrywania zwłok ofiar jego zbrodni. Stąd też spoczywają tam Ukraińcy, Rosjanie, Żydzi, a także przedstawiciele innych narodów Związku Sowieckiego, którzy padli ofiarą NKWD w ramach tzw. wielkiej czystki, głównie w latach 1937, 1938 - wśród nich także Polacy, którzy akurat na wschodniej Ukrainie stanowili spore skupisko narodowościowe. W tym późniejszym okresie, po 1939 roku, wśród zamordowanych są w dużej mierze właśnie Polacy.


HALINA OSTAS: Czy prace ekshumacyjne w Bykowni przybliżą nas do ostatecznego wyjaśnienia sprawy katyńskiej?

ANDRZEJ PRZEWOŹNIK: Myślę, że na pewno tak, ponieważ będzie to krok w takim kierunku, który pozwala uzupełnić dotychczasową wiedzę na temat losu pewnej grupy obywateli polskich, którzy nie byli więzieni w obozach specjalnych NKWD, a byli więzieni w więzieniach, które NKWD stworzyło na dawnych Kresach Wschodnich Rzeczpospolitej po ich zajęciu we wrześniu 1939 roku. To była spora grupa, bo szacujemy na około 7,5 tysięcy osób. Część tych ludzi trafiła do więzień NKWD w Kijowie, w Charkowie, w Charsoniu i tę grupę, która była w kijowskim NKWD, odnajdujemy nagle w Bykowni. Część z kolei z tzw. białoruskiej listy katyńskiej trafiła do więzienia NKWD w Mińsku. Nasza wiedza na ten temat jest niewielka, ponieważ nie ma możliwości podjęcia prac, które by tę sprawę wyjaśniły. Każde działanie, które przynosi nową wiedzę, nowe informacje, nowe okoliczności, jest posuwaniem tej sprawy naprzód. I myślę, że to jest dobrą rzeczą, że tego rodzaju badania mogą być prowadzone wspólnie ze specjalistami ukraińskimi, którzy są nam dużą pomocą w tym całym działaniu.

HALINA OSTAS: Panie ministrze, uczestniczył pan w krakowskiej debacie „Spojrzenia na Katyń” zorganizowanej w ramach 47 Krakowskiego Festiwalu Filmowego i dodajmy, że podczas tego festiwalu zaprezentowane zostały trzy filmy o Katyniu. Co ciekawe - dwa z nich zrealizowano przez zagranicznych twórców. Czy oznacza to, że prawda o zbrodni katyńskiej zaczyna istnieć w świadomości Europejczyków?

ANDRZEJ PRZEWOŹNIK: Myślę, że po części tak, ona istnieje. Natomiast dzieje się coś,  czego  myśmy się kiedyś nie spodziewali. W tej chwili już coraz częściej można się spotkać z tym, że wielu historyków, publicystów, a także ludzi kultury, m.in. reżyserów filmowych, zaczyna się tą sprawą interesować. Nie tylko ze względu na Polaków, ale także ze względu na cudzoziemców, którzy w tę sprawę można powiedzieć w jakiś sposób zostali wplątani. Bo przecież film Dunki Lisbeth Jessen  z Kopenhagi dotyczy czaszki jednego z oficerów zamordowanych w Katyniu, przywiezionej przez doktora Helge Tramsena, który był w ramach Międzynarodowej Komisji  Lekarskiej z końcem kwietnia 1943 roku w Katyniu. Ale także w innych państwach pojawiają się te wątki katyńskie przy okazji właśnie honorowania, przypominania postaci niezwykle zasłużonych w dziedzinie antropologii medycyny sądowej, kryminalistyki, choćby ostatnio w Szwajcarii, gdzie przypominano postać prof. Francois’a  Navilla, który też był członkiem Międzynarodowej Komisji Lekarskiej. Myślę, dobrze się dzieje, że również poza Polską problematyka katyńska istnieje w takiej postaci, która pozwala szerszym kręgom dowiedzieć się coś więcej na temat losu polskich oficerów.

HALINA OSTAS: A czy fakt, że Europa interesuje się także tą zbrodnią stwarza jakąś szansę na zmiany stanowiska Rosji, rosyjskiej prokuratury, która – przypomnijmy – odmawia dostępu do akt rosyjskiego śledztwa w tej sprawie?

ANDRZEJ PRZEWOŹNIK: Ja mam nadzieję, że w jakiejś szerszej perspektywie pewnie tak. Natomiast myślę, że to, co najważniejsze z naszego punktu widzenia to to, że ta cała sprawa, bardzo trudna, bardzo złożona i wyjątkowo bolesna w relacjach polsko-rosyjskich, ale przede wszystkim dla nas, Polaków, trafia do świadomości historycznej społeczeństw Europy Środkowo-Wschodniej, ale też do Europy Zachodniej, które z tą sprawą, poza pewnym hasłem, raczej nie miały do czynienia. To jest coś, co po prostu pozwala tę sprawę na trwałe osadzić w tej wiedzy, w całej wizji tego, czym była wojna, czym był system totalitarny, nazistowski i stąd totalitarny, komunistyczny. Myślę, że to jest ważna rzecz.