Aż połowa Polaków na Wyspach nie zamierza w najbliższej przyszłości wracać do kraju. Pracujemy tam głównie fizycznie, a średnie zarobki to ponad 7 tys. złotych miesięcznie na rękę. Tak wynika z pierwszych badań nad emigracją. Wyniki tych badań przytacza prasa. Ewa Plisiecka i Krzysztof Renik rozmawiają z dr Pawłem Kaczmarczykiem z Ośrodka Badań nad Migracjami.
POLSKIE RADIO DLA ZAGRANICY: Z Polski wyjechało, tak się szacuje, około półtora miliona ludzi. Czy to oznacza, że rzeczywiście ci ludzie uszczuplili w istotny sposób polski rynek pracy?
PAWEŁ KACZMARCZYK: Krytycy podawania tego typu liczb twierdzą, że tak duży ubytek zasobów siły roboczej byłby bardzo dotkliwy dla polskiego rynku pracy. Jak dotąd wydaje się, że nie jest to aż tak dramatyczny problem. Owszem, mówi się bardzo wiele o tym, że brakuje specjalistów w niektórych branżach. Mówi się oczywiście o problemach ochrony zdrowia, mówi się od niedawna o branży budowlanej. Ale ja osobiście uważam, że to nie tyle problem migracji, co raczej problem polskiego rynku pracy i problem niskiej aktywności zawodowej polskiego społeczeństwa.
POLSKIE RADIO DLA ZAGRANICY: Polacy na Wyspach Brytyjskich mają się świetnie, mają bardzo dobre samopoczucie, awansują, zarabiają, ale jednocześnie pracują fizycznie. Czy nie jest to pewnego rodzaju paradoks?
PAWEŁ KACZMARCZYK: Właśnie w tym jest swojego rodzaju sprzeczność. Z naszych badań, zresztą nie tylko z naszych wynika, że z tym samopoczuciem migrantów jest o wiele gorzej. Owszem - wyjazd za granicę, ponieważ to jest migracja zarobkowa, wiąże się z możliwością uzyskiwania wyższych dochodów. I te 7 tys. netto, o których była mowa, to rzeczywiście wyższe zarobki niż te, możliwe do uzyskania w Polsce. Ale z drugiej strony wielokrotnie czy w większości przypadków mamy do czynienia z zatrudnieniem poniżej kwalifikacji. Warto zwrócić uwagę, że wyniki badań które znamy pokazują, że około 25-30 proc. Polaków, którzy wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii to osoby z wyższym wykształceniem. Po nich można by się spodziewać wysokich aspiracji. A tymczasem te osoby owszem, znajdują zatrudnienie, ale dalece poniżej swoich kwalifikacji. To są prace w budownictwie, przy sprzątaniu, to są prace pomocnicze w przemyśle to są wreszcie prace w gastronomii czy w hotelarstwie.
POLSKIE RADIO DLA ZAGRANICY: Nie ulega wątpliwości, że współczesny świat jest światem migracji, w związku z tym na zakończenie dwa pytania. Po pierwsze czy możemy się spodziewać, że ten ubytek na polskim rynku pracy zostanie w naszym kraju zrekompensowany poprzez napływ cudzoziemców z daleka, na przykład z Chin, na przykład z Indii, z Azji Południowo-Wschodniej? A po drugie czy tak naprawdę nie powinniśmy się już pogodzić z tym, że ludzie po prostu migrują i się przemieszczają?
PAWEŁ KACZMARCZYK: Pozwolę sobie zacząć od drugiego pytania, zresztą one się wiąże bezpośrednio z pierwsza kwestią. Oczywiście, że tak. Żyjemy w czasach, kiedy mobilność jest czymś naturalnym i nie powinniśmy patrzeć na mobilność, na migrację ze strachem czy z przerażeniem, ponieważ mobilność może być czymś dobrym. Zwróćmy uwagę, że młodzi ludzie, którzy przemieszczają się, nabywają doświadczenia, zdobywają pewne kompetencje choćby kulturowe, jeśli nawet nie mówimy tutaj o kwalifikacjach zawodowych. I to może być pozytywne. Poza tym zwykle jest tak, że jeżeli mamy do czynienia z tak masowymi migracjami, jak obecnie z Polski, to duża część tych ludzi, którzy wyjeżdżają, wraca. Tak było w przypadku choćby Irlandii, tak było w przypadku Włoch i innych krajów południowej Europy. Mnie się wydaje, że tak będzie także w przypadku Polski. Z drugiej strony mamy oczywiście w coraz większym stopniu otwarte granice, tak przynajmniej chcielibyśmy żeby było i musimy się liczyć z tym, że do Polski będą napływali ludzie z innych krajów. To znów nie jest nic nowego. Jeżeli spojrzymy na sytuację w Polsce to mniej więcej od połowy lat 90-tych bardzo duże znaczenie na polskim rynku pracy mają imigranci. Imigranci głównie z krajów ościennych, z krajów byłego ZSRR, ale także migranci z Wietnamu - to jest bardzo ciekawa, specyficzna grupa w przypadku Polski. I de facto to są ludzie, którzy wykonują w przybliżeniu te same prace, które Polacy wykonują w Niemczech. Czyli mamy do czynienia z takim bardzo ciekawym przesunięciem siły roboczej ze Wschodu na Zachód. Wydaje się, że to jest proces naturalny i w dużej mierze nie unikniony. Jeżeli spojrzymy na kraje takie jak Włochy czy Hiszpania, kraje południa Europy, one przeżywały to samo, tyle że 20, 30 lat temu. I na koniec już - ja osobiście jestem bardzo sceptyczny co do napływu z krajów egzotycznych, z krajów takich jak Indzie, czy Chiny. Wydaje mi się, że raczej powinniśmy starać się koncentrować nasze działania na tym, żeby aktywnie popierać emigrację, żeby zachęcać do emigracji ludzi z krajów, które są nam znacznie bliższe, byłego ZSRR, z Bułgarii, Rumunii, nowych krajów członkowskich. Ale także żebyśmy zaczęli robić więcej w kierunku tego, żeby zachęcać do przyjazdu do Polski ludzi, którzy mają pewne związki kulturowe z Polską. To są potomkowie wysiedleńców na Dalekim Wschodzie, to są repatrianci i inne kategorie. Wydaje mi się, że w tej mierze stanowczo zbyt mało w Polsce się dzieje.