Wojciech Szczęsny znów znalazł się na pierwszych stronach gazet. Szkoda, że nie ze względu na wspaniałą formę, tylko poprzez "kłapanie jęzorem".
Polski golkiper ostatnio nie zachwyca formą. W ostatnim meczu ligowym
Arsenalu Londyn z Newcastle United popełnił błąd, który kosztował jego
drużynę gola.
Na jego szczęście "Kanonierzy" wygrali po bramce w 94. minucie spotkania i nadal liczą się w walce o podium Premier League.
Szczęście polski bramkarz miał też w spotkaniu Ligi Mistrzów. Arsenal
toczył szaleńczy bój o odrobienie cztero-bramkowej straty w meczu z AC
Milan i "Kanonierom" prawie udało się dokonać rzeczy wydawałoby się
wręcz niemożliwej. Wygrali spotkanie 3:0. Ich nadzieje mogły jednak
zostać pogrzebane na długo przed ostatnim gwizdkiem sędziego, gdy
Wojciech Szczęsny poprzez swoje lekceważące zagranie wyłożył piłkę
Zlatanowi Ibrahimoviciowi. Polski golkiper znów miał jednak szczęście.
Szwedzki napastnik spudłował bowiem niemiłosiernie.
Jedyny dobry mecz Szczęsnego miał miejsce na otwarcie Stadionu
Narodowego. Ale zaznaczmy - był to mecz TOWARZYSKI! Nie ma tam takiej
presji, jak w lidze angielskiej, czy Lidze Mistrzów. W takich
spotkaniach o wiele łatwiej się broni.
Oczywiście można się oszukiwać, że polski golkiper jest najlepszy na
świecie. Można nawet w to uwierzyć, czytając relacje niektórych polskich
mediów (pozdrowienia dla fanów Legii i Arsenalu z portalu sport.pl).
Jednak jeśli ktoś ogląda spotkania Premier League i europejskie puchary
nie da się nabrać na już wręcz żenujące budowanie legendy bramkarza
nieomylnego, najlepszego na świecie, niezastąpionego.
Szczęsny jest golkiperem niezłym - bardzo perspektywicznym. Na pewno
ma talent. Jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że "sodówka" strzeliła mu
do głowy i może ten potencjał szybko zmarnować. A tak zwykle bywa, gdy
zawodnik zamiast zajmować się swoją pracą i skupiać na swojej grze
zaczyna wdawać się w kolejne skandale (o jego wybrykach po porażce z
Fulham pisaliśmy -
TUTAJ) albo wypowiada się lekceważąco o rywalach.
Najpierw dostało się Chelsea, gdy po zwolnieniu kolejnego trenera z
tej drużyny Szczęsny twierdził, że klubem rządzą starsi piłkarze. I to
oni decydują o tym, jak i kto ma grać w drużynie.
Teraz przyszła kolej na Tottenham. Ale to już w formie dużo bardziej
chamskiej. Szczęsny powiedział bowiem, że życzy największemu rywalowi
Arsenalu jak najgorzej. Nie tylko spadku w tabeli poprzez awans
"Kanonierów", ale też braku awansu do Ligi Mistrzów. Dlaczego to
powiedział? Nie przychodzi mi nic do głowy poza zwykłym lizusostwem,
choć też nie do końca.
Jako fan Tottenhamu - rozumiem dokładnie animozje pomiędzy tymi
klubami, wiem, jakie emocje i nerwy wyzwala rywalizacja "Kogutów" z
Arsenalem. Ale mam też pewnego rodzaju szacunek dla odwiecznego rywala.
Zespoły z White Hart Lane i Emirates Stadium żyją bowiem w symbiozie.
Żaden mecz dla fanów tych klubów nie liczy się tak bardzo, jak derby
północnego Londynu. I taki wzajemny szacunek i zrozumienie tego faktu -
widać nawet wśród polskich fanów tych drużyn.
Wojciech Szczęsny chyba tego nie jest w stanie pojąć. Mam też
wątpliwości, czy w ogóle podchodzi do tej rywalizacji tak ostro, jak
pokazują jego wypowiedzi w mediach. W końcu nie pochodzi z Londynu, nie
jest nawet wychowankiem Arsenalu. Może po prostu wydaje mu się, że im
bardziej zmiesza z błotem odwiecznego przeciwnika swojego zespołu - tym
lepiej dla niego? Może myśli, iż kibice Arsenalu nie będą zwracali aż
tak dokładnej uwagi na jego formę, gdy parę razy zbeszta rywali w
prasie?
No cóż szkoda, że robi to tylko w takich momentach, a gdy orzełek
zniknął z koszulek reprezentacji Polski - nie miał odwagi skrytykować
działań PZPN, tylko przyklasnął nowym strojom.
Ciężko znaleźć mi tu jakieś racjonalne wytłumaczenie zachowania
naszego golkipera. Pozostaje mi więc tylko poradzić młodziutkiemu
zawodnikowi w podobnym tonie jak to zrobił dziś trener Tottenhamu -
Harry Redknapp. Czasem lepiej się zamknąć i wziąć do pracy, zamiast
wypowiadać się o sprawach, o których najwyraźniej nie ma się żadnego
pojęcia. Bo później efektem kiepskiej dyspozycji mogą być dowcipy o tym,
jak to mamie przed meczem mówi się, że będzie się przed 9 (pojawiły się
po porażce Arsenalu z Manchesterem United 2:8).
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Polskie Radio S.A. nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Komentarze zawierające wulgaryzmy (art. 3 Ustawy o języku polskim z dnia 7 października 1999r.), będą usuwane.