Grzegorz Lato powiedział: "Sprawdzam" i okazało się, że opozycja wobec prezesa PZPN jest słaba jak zawsze.
Podczas czwartkowego posiedzenia zarządu związku w Warszawie nie padł
wniosek o zwołanie nadzwyczajnego zjazdu, dotyczącego odwołania szefa
piłkarskiej centrali, choć od kilku dni w środowisku futbolowym
grzmiało, iż opozycja prezesa PZPN, na czele z Jackiem Masiotą złoży
wniosek o wprowadzenie do punktu obrad głosowania nad zwołaniem
Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia Delegatów. Wówczas można byłoby
próbować pozbawić stanowiska Grzegorza Latę.
Od samego początku do tych plotek o odwołaniu Laty podchodziłem bardzo
sceptycznie. Z kilku powodów. Po pierwsze - nie raz próbowano usunąć
urzędującego szefa PZPN, a zawsze kończyło się to tak samo - sromotną
klęską opozycjonistów. Po drugie - kim są oponenci Laty? W większości to
ten sam "beton", który do tej pory wspierał prezesa. Dopiero po
ostatnich wpadkach szefa piłkarskiej centrali (słynna koperta Kulikowskiego)
"poczuli krew" i starają się zdobyć lepszą pozycję w federacji. Wreszcie
- po trzecie - co zmieni odwołanie szefa PZPN w funkcjonowaniu związku?
Moim zdaniem - kompletnie nic. Może tylko tyle, że ktoś inny będzie
ściągał 50 tys. złotych miesięcznie pensji plus dodatkowe premie i
bonusy. Poza tym - będzie podobnie.
Bez solidnej reformy PZPN nie ma szans na pozytywną zmianę w polskim
futbolu. Problem polega na tym, że związek nie ma kompetentnych ludzi we
własnej strukturze, którzy mieliby poparcie do przeprowadzenia
rewolucji. Stąd jedyną szansą na jakikolwiek przewrót w dobrą stronę
jest ingerencja z zewnątrz. Pytanie tylko kto miałby chęci, siłę i
pomysł na to jak uzdrowić PZPN? Wydaje się, że jedyną możliwością jest
interwencja rządu. Znowelizowanie ustawy o związkach sportowych,
wpuszczenie tam świeżej krwi (tylko nie z rodzaju obecnej rzeczniczki
związku - Agnieszki Olejkowskiej), wprowadzenie przejrzystych zasad
funkcjonowania federacji, itp., itd.
Tylko by przełamać "beton"
potrzebna jest przede wszystkim chęć dokonania jakichkolwiek zmian i
odpowiedni ludzie, którzy z pożytkiem dla polskiej piłki zastąpią
"leśnych dziadków" ze struktur związku. W tej chwili ciężko szukać obu
tych rzeczy w gabinecie Donalda Tuska. W jaki sposób władza miałaby
dokonać przemian skoro sama minister sportu - Joanna Mucha zalicza gafę
za gafą i jak nie raz wspomniała - nie jest zainteresowana wojną z PZPN?
Jeśli Mucha jest wizytówką szefa rządu w sferze sportu to aż strach
pomyśleć kto zastąpiłby Grzegorza Lato z nadania państwowego.
Wyjście
z tego impasu jest tylko jedno - głos ludu. Zmasowana krytyka PZPN i
działań (a raczej ich braku) rządu w tej materii może zmusić premiera do
zmiany postawy. Potem trzeba będzie dokładnie przyjrzeć się tworzeniu
nowych struktur. Jeśli społeczeństwo i media będą wspólnie patrzyły na
ręce rządzącym a następnie skrupulatnie rozliczą władze z tych zmian -
jest szansa, że polski futbol odżyje na nowo.
Paradoksalnie
katalizatorem do wielkiej rewolucji może być klęską reprezentacji Polski
na Euro 2012. Jeśli podopieczni Franciszka Smudy okażą się gorsi od
Czechów, Rosjan i Greków i nie wyjdą z grupy to aż strach pomyśleć jaka
fala krytyki posypie się na wszystkie strony. Liczę, że na tych
zgliszczach będzie można zbudować coś zupełnie nowego. Coś co pozwoli
nam cieszyć się piłką nożną bez wysłuchiwania doniesień o kolejnych
aferach kompromitujących PZPN, czy ministerstwo sportu.
Dlatego
nie zawaham się tego napisać - lepiej jakbyśmy te Euro 2012 przegrali.
Sukces będzie bowiem stanowił platformę do utrzymania status quo, co
długofalowo oznaczać będzie destrukcję futbolu nad Wisłą.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Polskie Radio S.A. nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Komentarze zawierające wulgaryzmy (art. 3 Ustawy o języku polskim z dnia 7 października 1999r.), będą usuwane.