Wydawało się, że FC Barcelona nie może żyć bez Guardioli, a Guardiola bez FC Barcelony. Doszło jednak do zaskakującego rozwodu. Co to oznacza?
Nigdy nie przepadałem za FC Barceloną. Zawsze wolałem Real Madryt, a przede wszystkim - Athletic Bilbao. Mam jednak olbrzymi szacunek do
tego klubu - jako godnego rywala moich ulubieńców w La Liga. Niesamowite
wrażenie robią na mnie osiągnięcia Katalończyków - w szczególności
sukcesy, jakie osiągali w ciągu ostatnich trzech lat. Wydawało się, że
piłkarze z Katalonii są praktycznie niezwyciężalni. Że pochodzą z
kompletnie innej planety.
Ten sezon skutecznie zrewidował jednak ten mit. Najpierw porażka w Gran
Derbi na Camp Nou z odwiecznym rywalem z Madrytu i praktycznie stracone
szanse na mistrzostwo Hiszpanii. Chwilę później klęska w półfinale Ligi
Mistrzów z Chelsea, gdy już wydawało się, że zobaczymy "Blaugranę" w
Monachium.
Tym samym w Barcelonie zakończyła się pewna era. Era Josepa Guardioli.
Prędzej czy później musiało to nastąpić. Nie zmienia to więc mojej
opinii, że ten niegdyś wybitny piłkarz okazał się także wybitnym
szkoleniowcem. Co prawda spotkałem się z opinią, że "Blaugrana" to taka
drużyna, której wystarczy nie przeszkadzać, a sama będzie wygrywać. Że
Messi, Xavi, Puyol, czy Iniesta nie potrzebują żadnych wskazówek by
brylować na boisku.
Może i coś w tym jest, ale nie przeszkadzanie to też
sztuka. Sztuka, którą Guardiola opanował bezbłędnie. W ostatnich latach
jego ekipa wygrywała bowiem niemal wszystko co było do wygrania. Trzy
razy zdobywała tytuł Primera Division, dwukrotnie wygrywała Ligę
Mistrzów, do tego Puchar Hiszpanii, Superpuchar Hiszpanii, Superpuchar
Europy, czy klubowe mistrzostwo świata.
Nie ma więc mowy o przypadku. Stąd też nie dziwią mnie liczne nagrody
dla "Pepa", jak Trener Roku według UEFA, FIFA, czy prestiżowego magazynu -
World Soccer Magazine. Nie wspominając o wyróżnieniach w samej
Hiszpanii.
Jak "Duma Katalonii" będzie funkcjonować bez Guardioli? Bardzo ciężko
przewidzieć. Niby zastępca Guardioli - jego dotychczasowy asystent Tito
Vilanova przejmuje zespół w podobny sposób, jak niegdyś "Pep". Od lat jest
związany z klubem, zna wszystkich zawodników i każdą kępkę trawy na
Camp Nou, podpatrywał też swojego mentora i wspólnie z nim tworzył tą
nieziemską ekipę od podstaw. Składu też specjalnie nie musi zmieniać.
Wszystko jest na miejscu - kilka transferów by wzmocnić defensywę, czy
sprowadzenie jakiegoś silnego napastnika, który trochę odciąży Messiego i
wydaje się, że "Blaugrana" znów zacznie ogrywać wszystkich.
Jest jednak jeden podstawowy problem - Vilanova to nie Guardiola. "Pep"
był ikoną FC Barcelony jako piłkarz. Wielu jego podopiecznych z FC
Barcelony w dzieciństwie miało jego plakat powieszony nad łóżkiem. Nie
musiał więc specjalnie zabiegać o ich szacunek. Miał go za swoje zasługi
z czasów gry w tym klubie. Tymczasem 42-letniemu Tito trudniej będzie
znaleźć posłuch w drużynie. Nie może się równać z osiągnięciami
Guardioli. Wszak w zespole z Camp Nou zdołał się pokazać jedynie w
rezerwach, a potem grał w co najwyżej przeciętnych hiszpańskich
drużynach. Decyzja władz klubu z Katalonii wydaje się zatem dość
ryzykowna.
A co dalej stanie się z Guardiolą? To właściwie podobna zagadka. "Pep"
poza Katalonią praktycznie nigdy nie był w stanie się sprawdzić. 11 lat
grał w FC Barcelonie i dopiero pod koniec kariery zdecydował się na
przeprowadzkę do Włoch i krótki epizod w Katarze a następnie Meksyku.
Ciężko więc powiedzieć, czy jego metody sprawdzą się w zespole o
zupełnie innym charakterze. W końcu Barcelona jest dość unikalna w
podejściu do futbolu. Niemniej jednak przez szacunek dl a osiągnięć
Guardioli - życzę mu jak najlepiej. Ma wciąż dopiero 41 lat i cały
piłkarski świat u swoich stóp. Co zrobi z doświadczeniem, jakie zebrał
na ławce trenerskiej w Barcelonie - zależy tylko od niego.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Polskie Radio S.A. nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Komentarze zawierające wulgaryzmy (art. 3 Ustawy o języku polskim z dnia 7 października 1999r.), będą usuwane.