Byłem w Kijowie i nie wróciłem w trumnie

Przetrwałem osiem dni w Kijowie. Pod koniec wizyty szukałem koszulek z napisem - "Byłem w Kijowie i nie wróciłem w trumnie". Ale tak naprawdę nie było strasznie... Kijów to miasto gdzie ścierają się ze sobą dwa kompletnie różne światy. Ten zadbany - idealnie podany na tacy dla turystów i ten, gdzie o Euro 2012 nie słyszeli, za to wiedzą co to bieda i śmierdzące ulice, po których wałęsają się watahy bezpańskich psów. Jednak przede wszystkim Kijów - ma to coś w sobie, posiada duszę - swoisty urok, którym nadrabia wszelkie braki. I właśnie dlatego - Kijów da się lubić. Szczególnie podczas Euro 2012. W porównaniu z Warszawą, gdzie obserwowałem turniej na co dzień - da się lubić nawet jeszcze bardziej.

Miasto tworzą przede wszystkim ludzie. Tak wiem, że to banał, ale warto go przytoczyć - szczególnie przy okazji mistrzostw Europy, gdzie atmosfera zależy przede wszystkim od kibiców, a nie pięknych rozwiązań architektonicznych. Już na pierwszy rzut oka - mieszkańcy Ukrainy wydali mi się niezwykle przyjaźni, barwni i otwarci. Cholernie ważne było dla mnie, że osoby, które spotykałem na swej drodze były po prostu - uśmiechnięte. Niby nic takiego, ale wystarczy by nastawić się pozytywnie od początku do końca dnia. Co ważniejsze przy bliższym poznaniu - okazuje się, że czar nie pryska. Nie wiem, czy to duch Euro, czy lejące się hektolitrami piwo, ale wszyscy napotkani przeze mnie fani - nastawieni byli niezwykle pozytywnie i wydawali się przy tym - niezwykle szczerzy.

I tak o polityce na Ukrainie, czy zamachach terrorystycznych pogadałem sobie z Romanem i Kostlją, którzy przyjechali z okrytego złą sławą - Dniepropietrowska. Grupie egipskich kibiców próbowałem załatwić bilety na ćwierćfinał Włochy - Anglia. Igor spotkany w funzonie uparł się, że jako jego "brat z Polszy" - musimy się napić. Od razu też zaoferował, że podrzuci mnie po meczu swoim samochodem - gdziekolwiek zechcę. Kulturalnie odmówiłem - spoglądając na ilość wypitego przez niego alkoholu. Z Wanią i Wadimem - dwoma niezwykle sympatycznymi mafiozami z Białorusi przy kwasie (taki napój - nie mylić z narkotykami) dyskutowałem o Łukaszence i ewentualnej przyszłości ich kraju w szeroko rozumianej wspólnocie europejskiej. Wreszcie z licznymi grupami napotkanych Polaków rozmawiałem o urokach Ukrainy, różnicach z Polską, ale i nieznośnym upale, jak lał się z nieba od czasu mojego przyjazdu.

Nie wiem, czy to popularność jaką cieszą się obcokrajowcy na tego typu imprezach, czy może rzeczywistą więź polsko - ukraińską, ale mam wrażenie, że Kijów bije na głowę Warszawę pod względem otwartości. Może mieszkańcy polskiej stolicy mają po prostu mniej cierpliwości? Może we własnym mieście nie odczuwa się tego tak wyjątkowo? W każdym razie - wydaje mi się, że tylko w trakcie spotkań reprezentacji Polski widziałem kolorowe tłumy i kibiców naładowanych pozytywną energią. Ale już w samej strefie kibica w Warszawie - ten entuzjazm rozbija się o ścianę.

Może dlatego, że zwykle fani przybywający na mecze umawiają się wcześniej i zbierają w grupy, które potem zainteresowane są tylko sobą, a nie integracją z resztą. Kolejnym - być może nawet najważniejszym problemem jest fatalne ulokowanie strefy kibica w Warszawie. Wielki plac, pośrodku niczego, kilka budek z piwem i hot dogami, a nad tym wszystkim straszny relikt rodem z PRL-u. Gorszego miejsca nie sposób sobie wyobrazić. Gdy tłum ludzi zbiera się w centrum stolicy - nie ma absolutnie żadnego poczucia intymności, atmosfery, klimatu fajnej imprezy - to zwykła masówka. Potem zaczyna się ścisk, gorączkowe szukanie miejsca do siedzenia gdzieś na asfalcie i właściwie już wtedy pozytywny zapał się kończy.

Kompletnie inaczej rozwiązano to w Kijowie. Nawet jakby jakiemuś urzędnikowi z Ukrainy strzelił do głowy chory pomysł, by skopiować rozwiązanie z Warszawy - zdaje się, że nie znalazłbym tyle miejsca w centrum miasta. I dlatego strefa kibica (zwana funzoną) wygląda kompletnie inaczej. Tworzy ją jedna z najbardziej rozpoznawalnych ulic miasta - Chreszczatyk. Ścisłe centrum - niezwykle zadbane. Swoista wizytówka miasta. Masa drogich sklepów, reprezentacyjne knajpy, hotele, restauracje. Wszystko specjalnie pod turystów. Taki nasz Nowy Świat - tylko budynki nieco większe, a ulica zdecydowanie szersza (7 drogowych pasów). Wzdłuż ulicy liczne stanowiska gastronomiczne, także nie ma mowy o kolejkach. Co chwila też specjalnie na tę okazję postawione wielkie toalety - milion razy lepsze od toi-toiów. Wszystko kończy się na słynnym Placu Niepodległości, gdzie jeszcze w 2004 roku stało miasteczko namiotowe, gdy Ukraina przechodziła Pomarańczową rewolucję. Dziś stoi tu wielka scena i gigantyczny telebim, a jedyne namioty to te, gdzie rozlewa się piwo. Do tego stanowiska do zabawy - kto chce pograć na PlayStation, czy strzelić karnego do specjalnej bramki - odnajdzie się tu znakomicie.

Już na pierwszy rzut oka wygląda to zdecydowanie lepiej niż spęd w Warszawie. Ważnym elementem przemawiającym za wyższością strefy kibica w Kijowie nad Warszawą jest to, że na Chreszczatyk można sobie spokojnie usiąść. Tak zwyczajnie - po prostu usiąść - czy to na licznych ławkach, które znajdują się tam od zawsze przy ulicy, czy przy stanowiskach gastronomicznych, które zupełnie inaczej niż w naszej stolicy - zapewniają stoły i krzesła (nie potrafię zrozumieć, czemu tak skomplikowanego wyposażenia nie ma w warszawskiej strefie kibica?). Nie ma potrzeby stać przez 3 godziny na meczu - trzeba tylko oczywiście przyjść odpowiednio wcześniej, bo frekwencja w funzonie jest potężna w trakcie spotkań piłkarskich i spadła niewiele nawet po odpadnięciu Ukrainy.

Gdy już rozgościmy się w strefie kibica - pozostaje nam już tylko spokojnie sączyć piwko. I to też nie byle jakie siki, które serwują nam w Polsce. Nie wiem w jaki sposób dogadali się Ukraińcy z UEFA, ale poza totalnym sikaczem, który jest jednym z głównych sponsorów Euro 2012 - mamy do wyboru cydr lub jedno z jasnych ukraińskich piw - bardzo dobry i najczęstszy wybór wśród fanów piłki nożnej.

W tak spokojnej atmosferze - można się naprawdę zrelaksować się i cieszyć chwilą. Ta błogość zdecydowanie udziela się wszystkim w kijowskiej strefie kibica, więc nie ma się co dziwić, że duch wspólnoty jest tu bardziej widoczny niż w Warszawie. Bez żadnych oporów kibice dosiadają się do siebie i dyskutują, czy to o piłkarskich emocjach, czy o urokach miasta. Co chwila przechodzi grupa wymalowanych fanów z okrzykiem "Italia! Italia!" lub "England! England!". Wszystko na wesoło, bez chamstwa, bez agresji, czego niestety nie można powiedzieć o tym, co widziałem w naszej stolicy. Przypomnę tylko, jak podczas meczu Polska - Rosja jacyś kretyni postanowili szturmować strefę kibica i rzucali szklanymi butelkami w tłum ludzi. Tak, tak - nie unikajmy trudnych tematów. To się działo i niestety działo się na naszym podwórku, a nie na określanej przez niektórych jako "dziką" - Ukrainie. Dzicz niestety zawitała do polskiej stolicy, ale spoglądając na niektóre mecze polskiej Ekstraklasy - można się tego było spodziewać.

Ludzie to podstawa i niestety - wydaje mi się, że Ukraińcy okazali się lepszymi gospodarzami. Pomijam już ich entuzjazm, ale bardzo podobała mi się pewnego rodzaju akcja promocyjna w kijowskiej strefie kibica, która coś mówi o podejściu do fanów piłki nożnej. Otóż producent strojów reprezentacji Ukrainy zdecydował, że nie ma sensu dalej ich sprzedawać w funzonie po porażce drużyny Olega Błochina na mistrzostwach. Dlatego postanowiono... rozdać koszulki kadry Ukrainy za darmo! Wszystkie! Dzień wcześniej kosztowały one około 200 hrywien (około 100 zł). Czy któryś z producentów koszulek reprezentacji Polski zdecydowałby się na coś takiego? Nie sądzę.

Uroczo zorganizowane zostało też miejskie centrum prasowe. Dziennikarze zostali skierowani do Ukraińskiej Narodowej Akademii Muzycznej. Wszystko niby fajnie umiejscowione, bo tuż przy Placu Niepodległości, ale po wejściu do środka - lekki szok. 10 laptopów podłączonych do internetu rozlokowanych zostało na korytarzu uczelni tuż pod ścianą. Resztę pomieszczenia wypełniły ławki i stoły oraz dwa telewizory. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle do ów ławek podeszli ukraińscy studenci i rozpoczął się wykład. Jeszcze większe zdumienie wzbudziły pozostałe zajęcia - co chwila z sali obok dobiegał albo fantastyczny śpiew, albo dźwięk przeróżnych instrumentów. Jasne - mogło to trochę dekoncentrować, pracujących w tym czasie dziennikarzy, ale generalnie - raczej wzbudzało uśmiech wśród przedstawicieli mediów.

Oczywiście funzona to nie cały Kijów - jedynie jego ścisłe centrum. I choć wokół są jeszcze urocze miejsca - jak choćby Andrijewski Zjazd (przepiękne centrum mieszczańskiego Kijowa jeszcze sprzed rewolucji z masą klimatycznych knajpek - trochę przypominający Kazimierz w Krakowie) to reszta miasta nie wygląda już tak imponująco. Zamieszkiwałem u znajomych mojego ojca w rejonie, który można porównać do słabszych stron Pragi Północ. Totalny socrealizm - dziurawe drogi, obdrapane bloki, opadający tynk, masa bezdomnych psów na ulicach, wszędzie blaszane budki (w nich takie - lokalne sklepy) - przywodzące na myśl bazar pod Stadionem X-lecia, a do tego wszystkiego - śmierdzące worki ze śmieciami, rozkładające się w pełnym upale. Nigdzie żadnych koszy na śmieci - ponoć władze specjalnie rozmontowały dużą część z nich po zamachach w Dniepropietrowsku, by zminimalizować ryzyko podobnych ataków w Kijowie. Te absurdy wielkiej aglomeracji widać raptem cztery przystanki metra od centrum.

Ani razu nie czułem się tam zagrożony, choć zawsze zachowywałem ostrożność. Może niepotrzebnie - bo pozory czasem mylą. O czym na Ukrainie można się przekonać dość szybko. Czasem wyglądający jak potworny zbir Ukrainiec okazywał się niesamowicie serdecznym facetem.

I rzeczywiście - choć zwiedziłem sporą część miasta i niekoniecznie tą, gdzie zaglądają zwykle dziennikarze piszący o Euro 2012 - nie widziałem choćby jednej bójki, ani razu nikt mnie nawet nie zaczepił - chyba, że jedynie z prośbą o papierosa.

Niestety tego samego nie da się powiedzieć o Warszawie. Zorganizowany atak na rosyjskich fanów przed meczem w Warszawie już był omawiany, także przez mnie po tysiąckroć. Ale była przecież cała masa pomniejszych incydentów - równie nieprzyjemnych. Pamiętam jaki chaos panował po meczu Polska - Czechy i Grecja - Rosja, gdy tłum ludzi pojawił się na Nowym Świecie. Bójki wybuchały niemal co chwila. Sam byłem świadkiem jednej z nich. Jeden z polskich kibiców został skopany przez innego i z zakrwawioną twarzą leżał nieprzytomny na ulicy. Policja nawet nie interweniowała, bo nie potrafiła sobie poradzić z lawiną podobnych zgłoszeń.

Muszę jednak przyznać, że przynajmniej w jednej kwestii Warszawa przebija ukraińską stolicę. Stadion Narodowy - z tego możemy być dumni. Bo choć Stadion Olimpijski w Kijowie jest większy - to jednak mecze ogląda się tam z trochę gorszej perspektywy. Wszystko oczywiście przez bieżnię lekkoatletyczną. Nie mam pojęcia po jaką cholerę uwzględniono ją w planach tego obiektu - ale był to ewidentnie błąd. Mecze piłkarskie ogląda się o wiele przyjemniej, gdy nie musimy szukać wzrokiem piłki, gdzieś z górnych rzędów.

Nie wiem - może po prostu miałem szczęście i trafiłem na fantastycznych ludzi, piękną pogodę, miłą atmosferę. W Warszawie tego szczęścia mi ewidentnie zabrakło. Tuż po powrocie - lotnisko Okęcie przywitało mnie gburowatym celnikiem, który nie był w stanie udzielić żadnych informacji, bagaże całego mojego lotu zaginęły na ponad godzinę, a na domiar złego zobaczyłem reklamę taksówek firmowaną logiem miasta na Euro 2012 z hasłem - Warszawa da się lubić. Władze Warszawy polecają przyjezdnym wziąć taksówkę za 3 zł za kilometr! Na dzień dobry obcokrajowcy są więc robieni w trąbę i to nie przez nieuczciwych kierowców, ale same miasto. No cóż - wiem na pewno, że Kijów da się lubić. Z Warszawą idzie mi trochę gorzej.

Komentarze do artykułu (4)
komentarze od 1 - 4 z 4
  • 1 30.06.2012 22:43 Bardzo dobrze tu pan napisał,ładnie,jakby na zapotrzebowanie.Powiem krótko,co kraj to obyczaj,a co chałupa to zwyczaj. I to co w (na) Ukrainie żyją ludzie widać gołym okiem,i do rzeczy ludzie absolutnie nie winni,że są na śmietniku tzw.Europy.Wiem,że wielu ludziom tu u nas bardzo się podoba,można pić pywo gdzie chcesz,ile chcesz,byłe płacił!!!Ba,a nawet wódę,nawet nie trzeba chować do reklamówki-pij z gwinta!!!Milicji na ulicach przynajmniej u mnie w mieście,nie odnajdziesz nawet na żądanie,i co dziwnie,jakoś się kuła.Dzisiaj w wiadomościach zobaczyłem,że do Kijowa jedzie Łuka białoruski,no to jest dobry znak,,,,,dla obywatela janukowitsa,może znajdzie tam przytułek po jesiennych wyborach.
    Co do kochania,to ja uwielbiam Warszawę z całego serca,kocham bezwzględnie warszawiaków,jak również cały Kraj nad Wisłą.Kocham również i Ukrainę,lecz raczej ziemie ukraińską,bo jest naprawdę przepiękną!!!Kocham wyspę Chortycę,położoną prawie obok mego osiedla.
    Ojro 2012 to tylko mała część tego,co można tak naprawdę było by zrobić ku wizerunkowi Ukrainy,aby Bruksela miała szczerze zamiary połączyć ten kraj z Europą,chociaż w perspektywie.Ale,znowu te ale.Ludzie,które teraz u władzy tu,nie są europejczykami,raczej odwrotnie i tacy,jak pan Platini,to doskonałe wiedzą,ba i raczej pod lufą pistoleta powiedział dzisiaj,że to był sukces Ukrainy,jak również Polski w tych mistrzostwach.O Polsce nic nie chcę gadać,bo odbieram informacje tylko wirtualnie,o Ukrainie już powiedziałem wsio!
    Pozdrawiam.
    Siergiej
  • 2 01.07.2012 06:26 Wiem, że trochę się z tego zrobiła taka laurka dla Kijowa i już pod artykułem na portalu, a nie blogu pojawił się, jakiś komentarz, że jak mi się tak podoba w Kijowie, a tak nie podobało w Warszawie - to mam wracać na syałę na Ukrainę...

    Prawda jest jednak taka, że ja się tym Kijowem naprawdę lekko zafascynowałem. Jasne - są tam miejsca, gdzie szczerze - raczej lepiej nie zaglądać, ale w ścisłym centrum - organizacyjnie, estetycznie i wizerunkowo - jest rewelacyjnie. Może trochę zdzierają na przyjezdnych, ale w Warszawie przecież jest to samo.

    No i niestety pod względem bezpieczeństwa i incydentów - widziałem przykre sceny w Polsce, zero takich na Ukrainie. Może miałem szczęście, a może po prostu rzeczywiście Kijów był lepiej przygotowany.

    W każdym razie liczę na to, że Ukrainę da się wciągnąć do wspólnoty europejskiej, choć wiem, że Partii Regionów to nie po drodze. Ale może to Euro 2012 zmieni sytuację w tym kraju właśnie w tym kierunku w długofalowym procesie. Na to liczę.

    Pozdraiwam
    Marcin Nowak
  • 3 01.07.2012 22:36 Panie Macieju,przepraszam bardzo za ten mój ostatni komentarz,uważam go zbyt emocjonalnym.Ale w gruncie rzeczy napisałem to szczerze i otwarcie.
    Dodam jeszcze parę zdań;to co Kijów to nie cała Ukraina rzecz jasna,jak również Moskwa to nie cała Rosja.A ja dobrze pamiętam 1980 rok,Olimpiada i cały związek sowiecki chciał pokazać kapitalistom jacy jesteśmy mocni.I co z tego wyszło-wiadomo,bo robić tu "potiomkinskije dierewni" każdy jeden potrafi,tylko robić ni ma komu,sorry za ten żart według kiepskich.
    A co do "bezpieczeństwa i incydentów" to wiem jak to jest w Kraju,lecz to odrębny temat,ale opowiem jedną scenę z mego życia. W zeszłym roku całkiem przypadkowo zaprzyjaźnił się tu w Zaporożu z jednym kierowcą TIRa,trochę pomogłem mu,a potem zaproponowałem mu spacer w miejskim parku.Ten facet nie chciał nawet gdzieś usiąść na ławeczce,bo mówi a jak kto z dresiarzy podejdzie i zacznie awanturę.Ja mu,nie bój żaby,u nas tu cicho i spokojnie,on z radości napił się piwa wprost na ławeczce,dalej więcej.I powiedział,że u niego w mieście (nie powiem w którym) w takiej sytuacji,jak była u nas, można dostać....
    No to tak na pociechę o tym napisał.
    Pozdrawiam.
    Siergiej
  • 4 03.07.2012 20:16 Panie Siergieju - wiem, że wystawiłem laurkę Kijowowi, ale tam naprawdę się czułem bezpiecznie. Gdyby było inaczej - od razu bym to opisał, ale po prostu nie mam powodu - bo wszystko przebiegło bardzo fajnie. Domyślam się, że na co dzień może być z tym różnie. W Warszawie w sumie też bywa różnie - zapewne jak w każdej tego typu dużej aglomeracji. No cóż - mam nadzieję, że coś z tego zostanie po Euro 2012.

    PS Nie ma pan za co przepraszać! Absolutnie w porządku komentarz. Sport to przecież emocje, więc nie ma w nich nic złego :)
    Marcin Nowak
komentarze od 1 - 4 z 4
podpis:

mail:

komentarz:

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Polskie Radio S.A. nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Komentarze zawierające wulgaryzmy (art. 3 Ustawy o języku polskim z dnia 7 października 1999r.), będą usuwane.