Przemyślana strategia PZPN?

Nie przegraliśmy z Anglią, ale co się odwlecze...

To był iście szatański plan... i powiódł się niemal w 100%. Założenia już podczas losowania kwalifikacji mistrzostw świata w Brazylii w 2014 roku, były proste. Po pierwsze ułożyć korzystny terminarz spotkań, po drugie nie przegrać z Anglią - bo to najpoważniejszy rywal do awansu, po trzecie pokazać się Europie.
Wszystkie założenia zostały spełnione, ale strategii PZPN nie powstydziłby się nawet Zagłoba - fortel był wręcz diabelski, gdyż musiano do niego zaprzęgnąć siły co prawda nie nadprzyrodzone, ale siły przyrody.

Zacznijmy naszą analizę od realizacji punktu trzeciego. Po wczorajszym nieodbytym meczu z Anglią całą Europa mówi o Polsce. Nie ważne co mówi..., ważne że mówi. Plan został zrealizowany z nawiązką, gdyż takiego rozgłosu nie byłoby nawet gdyby udało się powtórzyć wynik z Chorzowa z 1973 roku, kiedy to wygraliśmy 2:0.

Jeżeli chodzi o punkt drugi to także sukces. Nie przegraliśmy z Anglią, co w dotychczasowych 17 meczach udało się nam tylko 7 razy (jedno zwycięstwo i sześć remisów). Co więcej nie straciliśmy nawet punktu. Co prawda nie zdobyliśmy też punktu, a "wyrok" został tylko odłożony w czasie - ale fakt jest faktem - Anglia nas wczoraj nie pokonała, czyli plan znów został zrealizowany.

No i prawdziwy majstersztyk terminarzowy. Niektórych może zmylić chęć rozegrania powtórzonego meczu 14 listopada - niby ze względów organizacyjno-logistycznych, niby z powodu przewidywanego powrotu do zdrowia Jakuba Błaszczykowskiego. To wszystko to była tylko zasłona dymna, bo tak naprawdę chodziło o to aby grać właśnie dziś - 17 października. Wszak jest to data najszczęśliwsza z możliwych jeśli chodzi o nasze piłkarskie sukcesy. Właśnie 17 października 39 lat temu Polska zremisowała z Anglią na Wembley awansując do finałów mistrzostw świata i rozpoczynając podbój piłkarskiego świata. Lepszej daty wybrać się nie da.

Tak więc szalony plan został zrealizowany w stu procentach, a może i nawet w nieco większym stopniu. Udowodniliśmy piłkarskiej Europie, że możemy zaskoczyć każdego przeciwnika. Stadionowa historii dachu, który zasuwa się w lecie by otwierać go jesienią podczas opadów, przypomina nieco zdejmowanie filtrów z kominów przed meczami na Stadionie Śląskim. Nareszcie znaleziono też dodatkowe zastosowanie dla reprezentacyjnego obiektu sportowego w naszym kraju. teraz już nie ma się co martwić o wysokie koszty utrzymania stadionu - wszystko się zwróci z nawiązką, jak tylko rozpocznie się tam uprawę ryżu - warunki wręcz idealne.

Więc jeśli ktoś wczoraj wieczorem usiłował rozwiązać filozoficzny paradoks dachu, którego się nie zamyka podczas deszczu - teraz już zna odpowiedź - to była misternie obmyślona strategia.

Jest jednak jeden problem - jeżeli dziś przegramy z Anglia - to kolejny korzystny termin rozegrania meczu przez naszą reprezentację i powrotu do pięknych tradycji dopiero za rok - w okrągłą 40. rocznicę Wembley.


Darek Matyja

    
podpis:

mail:

komentarz:

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Polskie Radio S.A. nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Komentarze zawierające wulgaryzmy (art. 3 Ustawy o języku polskim z dnia 7 października 1999r.), będą usuwane.