- Profesor Krzysztof Michałek, amerykanista
- Audio2.64 MB
- 18.05.2007
Zakończyły się rozmowy amerykańsko-rosyjskie Condoleezze Rice i Władimira Putina. Co przyniosły, o tym w rozmowie Krzysztofa Renika z amerykanistą prof. Krzysztofem Michałkiem.
KRZYSZTOF RENIK: Panie profesorze, czy możemy mówić o jakichś konkretach po tych rozmowach?
KRZYSZTOF MICHAŁEK: Wydaje się, że nie, z wyjątkiem obstawania przez obie strony przy swoich wyjściowych stanowiskach, a zatem po stronie protestu czy braku akceptacji, braku zgody na rozmieszczanie podzespołów tarczy antyrakietowych w Europie Środkowej. A ze strony Stanów Zjednoczonych Condoleezzy Rice jednoznaczne sformułowania, to że Stany Zjednoczone nie godzą się na ewentualne veto strony rosyjskiej wobec tego programu. A zatem tak naprawdę obie strony obstają przy swoich wyjściowych stanowiskach.
KRZYSZTOF RENIK: Czy to oznacza w takim razie, że stosunki rosyjsko-amerykańskie będą ulegały zaostrzeniu w najbliższej przyszłości?
KRZYSZTOF MICHAŁEK: Tutaj warto spojrzeć z dwóch co najmniej perspektyw na tą kwestię. Jedną z nich jest szerszy układ, obejmujący nie tylko relacje amerykańsko-rosyjskie, ale także rosyjsko-unijne. Wyraźne jednak zaostrzenie, czy może inaczej brak wyraźnego ducha kooperatywności w tych relacjach po stronie rosyjskiej jest pewnym sygnałem, iż możliwa jest zmiana, nieco dalej idąca, niż tylko powiedzmy w pół roku czy rok. Tzn. pół roku prezydencji konkretnego państwa unijnego czy też powiedzmy rok bądź półtora, jakie dzielą nas do wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Wydaje się, że ci komentatorzy, którzy stwierdzają, że Rosja próbuje w ciągu ostatnich dwóch lat bardzo wyraźnie zwracać uwagę Zachodowi, pojmowanemu jako Unia i Stany Zjednoczone, zwracać uwagę na to, iż wraca do gry światowej, a nie tylko regionalnej. Korzystając z jednej strony z rosnących zasobów finansowych po stronie rosyjskiej czerpanych z ropy, gazu oraz - co warto podkreślić - z korzystnego budżetu. To znaczy z dodatniego budżetu, co daje dużą swobodę działania na arenie międzynarodowej Rosji. A z drugiej strony korzystając z naturalnego osłabienia Stanów Zjednoczonych jako lidera świata zachodniego w rezultacie niepowodzenia wojny irackiej, komentatorzy wydaje się, że mają rację, zwracając uwagę na tę próbę powrotu do gry światowej. Drugi wymiar, o którym warto pamiętać, już teraz pojmując to wyłącznie w relacjach amerykańsko-rosyjskich, są to rezultaty przegranych przez republikanów wyborów kongresowych 2006 i dogasania rządów administracji George’a Busha. Wydaje się, że to są dwa sygnały, a zwłaszcza ten pierwszy, przegrana przez republikanów wyborów, iż Rosja próbuje w ciągu tych dwóch lat, które mijają i będą mijać do wyborów prezydenckich, kongresowych 2008, stara się wykorzystać naturalne osłabienie administracji republikańskiej.
KRZYSZTOF RENIK: Czy w takim razie podziela pan pogląd, że tak naprawdę relacje rosyjsko-amerykańskie są w tej chwili grą o światowe przywództwo? I jeżeli tak, to czy sądzi pan, że Amerykanie pogodzą się z tym, że Rosja rzeczywiście wraca do gry światowej, że staje się równorzędnym partnerem dla Ameryki?
KRZYSZTOF MICHAŁEK: Równorzędnym partnerem jeszcze nie jest, natomiast na pewno nie jest takim partnerem, jak w połowie na przykład lat 90-tych. Ja już pomijam początek lat 90-tych, rozpad Związku Radzieckiego i fazę co najmniej zamętu w Rosji po rozpadzie Związku radzieckiego. Ale przypomnijmy w 1995 roku dla przykładu administracja Bila Clintona zaprosiła Rosję do Grupy G7. To od tej pory to jest ta Grupa G7 plus jeden. I wówczas pozycja międzynarodowa Rosji została przewartościowana i to w pełni świadomie przez administrację Clintona.
KRZYSZTOF RENIK: Czy to oznacza, że Clinton chciał mieć równorzędnego partnera?
KRZYSZTOF MICHAŁEK: Chciał wówczas, to miał być sygnał i wiele innych było wtedy sygnałów równoległych, chciał doprowadzić do tego, aby wzmocnić procesy demokratyzacji Rosji. Wzmocnić, a równolegle osłabić rozczarowanie i pewien żal za upadkiem mocarstwa radzieckiego. To była świadoma, bardzo daleko idąca strategia dla Clintona. Ona po części się powiodła, a po części nie. Po części w tym znaczeniu, że Rosja rzeczywiście uzyskała szanse na wyjście z takiej traumy po rozpadzie Związku Radzieckiego. Natomiast nie udał się eksperyment demokratyczny. 10 lat później, czyli w 2005, 2006 roku, już tego typu dowartościowywanie nie jest potrzebne Rosji. Ponieważ ona dysponuje nie tylko bronią atomową jak 10, 15 czy 50 lat temu. Ale dysponuje tym wielkim zastrzykiem finansowym, który może spożytkować zarówno dla potrzeb wewnętrznych jak i potrzeb aktywności międzynarodowej.
KRZYSZTOF RENIK: A zatem uważa pan, że Amerykanie będą się musieli pogodzić z traktowaniem Rosji jako równorzędnego partnera, jako gracza mocarstwowego właśnie?
KRZYSZTOF MICHAŁEK: Dzisiaj bym to określił tak, że obie strony są w fazie przejściowej. I jak to w fazie przejściowej, to jest czas prób i błędów. Czas szukania miejsca dla siebie. Przy czym Stany Zjednoczone nie tyle muszą szukać miejsca dla siebie, bo to miejsce jest precyzyjnie określone, jako supermocarstwa czy nawet jak politolodzy amerykańscy mówią hipermocarstwa. Natomiast to jest czas poszukiwań miejsca dla siebie Rosji. I teraz na pewno nie jest to już mocarstwo wyłącznie regionalne, jak w połowie lat 90-tych, nie jest to również supermocarstwo dorównujące potencjałem czy finansowym czy gospodarczym czy politycznym Stanom Zjednoczonym, ale jednocześnie to już nie jest ta Rosja sprzed 10-ciu, 12-tu, 13-tu lat.