2869 złotych – tyle, według Głównego Urzędu Statystycznego, wyniosło w czerwcu przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw. Czerwcowa płaca była o ponad 9 proc. wyższa niż przed rokiem. Halina Ostas i Maria Wieczorkiewicz rozmawiają z Ryszardem Petru, głównym ekonomistą Banku BPH.
POLSKIE RADIO DLA ZAGRANICY: Takiego wzrostu płac nie było w polskich firmach od 2001 roku. Co o nim zdecydowało?
RYSZARD PETRU: Rzeczywiście to rekordowa dynamika wzrostu płac od dobrych sześciu lat. To, co się tak naprawdę dzieje w tym roku, to efekt po pierwsze niskich wzrostów płac w latach poprzednich, po drugie istotna poprawa na rynku pracy. Czyli wzrost zatrudnienia i spadek bezrobocia powodują, że pracownicy żądają coraz wyższych płac. A przedsiębiorcy nie maja kogo zatrudnić na ich miejsce i muszą tym żądaniom ulegać. Innymi słowy z rynku pracodawcy, jaki mieliśmy jeszcze dwa lata temu, rynek pracy staje się rynkiem pracownika. To pracownik ma dzisiaj możliwość wyboru pracodawcy i żądania wysokości płac. A jeżeli pracodawcę na to stać, to płacę woli podwyższyć niż szukać kogoś na rynku, bo może to być czasochłonne. Może się okazać, że osoba nowa żąda jeszcze wyższych płac niż poprzedni pracownik.
POLSKIE RADIO DLA ZAGRANICY: Czy według pana tempo wzrostu płac utrzyma się w najbliższym czasie?
RYSZARD PETRU: Ewidentnie tak. Pamiętajmy o tym, że mówimy tylko i wyłącznie o wynagrodzeniach w sektorze przedsiębiorstw. Natomiast oprócz tego mamy jeszcze płace w całej gospodarce, gdzie są usługi i sfera publiczna. Jeżeli weźmiemy pod uwagę na przykład żądania pielęgniarek czy lekarzy, pamiętajmy o tym, że ich płace są bardzo niskie. Pewnego dnia – moim zdaniem – nie uda się uniknąć podwyżek w tych sektorach. A to może jeszcze bardziej wybić płace do góry. Czyli w tym roku oczekiwałbym wzrostu wynagrodzeń w przedziale między 8 a 10 proc. relacji rocznej do końca tego roku. Czyli co miesiąc powinniśmy mieć podobną do obserwowanej ostatnio dynamike płac. Innymi słowy ten rok jest rokiem istotnej poprawy jeżeli chodzi o sytuację finansową gospodarstw domowych. Oprócz płac rośnie też zatrudnienie. Czyli nie dość, że ludzie maja więcej pracy, to jeszcze dostają wyższe wynagrodzenie z tego tytułu.
POLSKIE RADIO DLA ZAGRANICY: Czy zatem możemy mówić, że sytuacja na naszym rynku pracy ogólnie się znacznie poprawiła?
RYSZARD PETRU: Na pewno się znacznie poprawiła, ale nie jest cały czas bardzo dobra, bo te wzrosty płac dotyczą tych, którzy mają pracę, bądź tych, którzy ją dostali, natomiast bezrobocie jest cały czas wysokie. Niemniej jednak jest ono związane z przemianami ustrojowymi, jakie miały miejsce w Polsce. Po pierwsze część osób nie jest zatrudniana przez pracodawców dlatego, że w wielu przypadkach oznaczałoby to potrzebę ich przekwalifikowania, a te osoby mogą np. przejść niedługo na emeryturę. Dlatego też nie są atrakcyjnymi z punktu widzenia pracodawców potencjalnymi pracownikami. Po drugie, mamy duże zróżnicowanie jeżeli chodzi o bezrobocie geograficzne. Są miejsca w Polsce, gdzie to bezrobocie cały czas wynosi powyżej 20 proc. Praca dla tych osób jest, ale nie tam gdzie mieszkają, czyli na przykład na Ścianie Wschodniej. Czyli bezrobocie jest wysokie, ale ma podłoże strukturalne. Niemniej w tych częściach Polski, które się bardzo szybko rozwijają, czyli Ściana Zachodnia, sytuacja na rynku pracy jest bardzo dobra.
POLSKIE RADIO DLA ZAGRANICY: Dodajmy, że o polskich pracowników walczą pracodawcy za granicą. Na ile to według pana to także wpływa na sytuację na naszym rynku pracy?
RYSARD PETRU: Są dwa kluczowe czynniki. W połowie poprawa sytuacji rynku pracy jest związana z emigracją. A druga połowa ze wzrostem zatrudnienia w Polsce. Innymi słowy, gdyby nie było tak masowej emigracji, jaka miała miejsce w ciągu ostatnich dwóch-trzech lat, a wyemigrowało prawie milion osób, to na pewno sytuacja na rynku pracy byłaby znacznie gorsza. I m.in. z tego powodu część osób żąda podwyżek płac, znacznie wyższych niż żądałoby gdyby zjawiska emigracji nie było. Na przykład lekarze i pielęgniarki m.in. dlatego chcą podwyżek, bo widzą, że po raz pierwszy mają alternatywę, mogą ewentualnie wyemigrować z Polski. Nie jest to dla wielu osób to, o czym by marzyli. Niemniej jednak nie widzą argumentów, dlaczego w Polsce ich wynagrodzenie ma być 10 razy niższe niż w Anglii. I to siłą rzeczy rodzi presję na żądanie wyższych wynagrodzeń.