KRZYSZTOF RENIK: Jurek Owsiak i młodzież. Ty masz dobry kontakt z młodymi ludźmi?
JERZY OWSIAK: Można być cały czas młodym w sercu, jeżeli życie jest aktywne. Od samego początku działaliśmy także w takiej sferze rock and rollowej, a więc ogromne koncerty organizowane. Kiedyś to był Jarocin, dzisiaj to jest Przystanek Woodstock. Proszę państwa, na te koncerty przyjeżdża kilkaset tysięcy ludzi. Przyjeżdżają dzieciaki w wieku moich dzieci. Nigdy, myślę że od samego początku, nie puszczałem oka do publiczności. A więc nigdy nie próbowałem być dorosły, albo za dorosły, albo za mądry dla dorosłych lub fajny koleś dla tych wszystkich młodych.
KRZYSZTOF RENIK: Ale postawiałeś tej młodzieży jakieś trudne wymagania, trudne pytania, żądałeś czegoś od nich, czegoś co młodym da przykład pod prąd młodzieżowej modzie?
JERZY OWSIAK: Mówiliśmy o jednym: jeżeli chcecie nam pomóc to zapraszamy was do naszej akcji, akcja się nazywała i po dzień dzisiejszy się nazywa Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jeżeli chcesz nam pomóc to musisz sam wszystko zorganizować, pieniądze dowieść w zębach do banku, skrupulatnie się rozliczyć i jeszcze zorganizować Finał, czy to będzie u ciebie w wiosce, czy to będzie w dużym mieście. Czy jest to duże zadanie? Okazało się, że to jest gigantyczne zadanie, ponieważ ludzi młodych się nie traktuje poważnie. W szkole nikt nie dostaje klucza od sali gimnastycznej, bo jest natychmiast rozmowa – a nie zniszczycie? Moi drodzy, to są ludzie, którzy w niektórych sztabach zbierają sumy kilkuset tysięcy złotych polskich na dzień dzisiejszy. To są ogromne sumy. To są sumy przekraczające nawet ich wyobraźnię, także i moją. I świetnie się z tego rozliczają. To ja im mówię: uczcie się języków obcych, bo ja ich nie znam. To ja im mówię, bądźcie dla ludzi dobrzy, bo mnie momentami szlag trafia i bywam agresywny. To ja swoją postawę chcę ich uczyć tego, co oni mogą robić dla siebie czy dla innych. Ale nie jestem nauczycielem. Od tego uciekam jak najdalej.
KRZYSZTOF RENIK: Czyli co, zarażasz swoja pasją innych, zarażasz swoją pasją młodych i stawiasz im niełatwe zadania?
JERZY OWSIAK: Mówisz, że wspinałeś się, kiedy była komuna. A ja po dzień dzisiejszy prowadzę takie zajęcia, gdzie uczymy ludzi młodych pierwszej pomocy, mam taki swój ośrodek, to są trzy dni, oprócz tego, że uczymy ich pierwszej pomocy, to musimy jeszcze przejść najróżniejsze takie treningi sprawnościowe. Ja to robię, ja z nimi się nie ścigam. Może byłbym ostatni w ich grupie, a nie raz się cieszę, że jestem pierwszy, że to jest tak jakby dla mojego zdrowia psychicznego, to jest to, że mając 45 lat zacząłem organizować największe koncerty. To są jedne z największych imprez na świecie. I ja je prowadzę, ja się przy tym dobrze bawię, ja z tymi ludźmi rozmawiam i czuję, że oni mają do mnie zaufanie, jeżeli wybieram kapelę na dzień dzisiejszy. Szanowni państwo, przyjrzyjcie się jaką wy macie płytotekę, a jaką mają wasze dzieci. Ja się cieszę, że moje dzieci pożyczają z mojej półki płyty, a więc tą muzyką się jakby wymieniamy. Jeszcze raz powtarzam: nigdy nie chciałem być tym, który by mówił im, co mają robić. My to robimy i ci młodzi ludzie mówią tak: w tym świecie, gdzie często ludzie ściemniają, a ściemniać to znaczy oszukać, to znaczy zrobić jakąś lewizną, mówią - co mi sprawia przyjemność - „Juras, chciałbym mieć takiego ojca. Ale nie ważne, traktuję cię jak swojego kumpla, ponieważ wiem, że nie ściemniasz, wiem, że jesteś człowiekiem rzeczowym, uczciwym, że właśnie z pasją do mnie mówisz”, a na samym końcu na Przystanku mówimy im tak „Mamy do was 100% zaufania. To wy jesteście solą tej ziemi i bądźcie z tego dumni. Noście głowy podniesione do góry, dbajcie o siebie i kiedyś ten kraj wam jeszcze będzie dziękował”. I nikt im tego nie mówił. A ja im to mówię i oni mi bija brawo.
KRZYSZTOF RENIK: Tegoroczny Woodstock, jaki on będzie?
JERZY OWSIAK: Przystanek Woodstock, w dwóch słowach, jest to koncert podziękowanie za Finał. Gramy w zimę. Moi drodzy, 100 tysięcy ludzi zbiera pieniądze, nie raz jest duży, ogromny mróz, ale potem zbieramy się w lato i mówimy – teraz my wam zrobimy koncert.
KRZYSZTOF RENIK: Ty mówisz Finał, ale oczywiście chodzi o Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
JERZY OWSIAK: Chodzi o styczniowy Finał. Wielu ludzi mi mówiło - w styczniu zbierać pieniądze, chyba zwariowałeś. Ale 14 lat temu pokazaliśmy całej Polsce, że potrafimy zbierać. Czy państwo wiecie, ze zbierają Polacy, którzy są na całym świecie, czy jest to Nowy Jork, czy jest to Australia czy jest to Nowa Zelandia, a teraz nawet już na Ukrainie będą zbierali młodzi ludzie, którzy przyjechali się do nas uczyć, w jaki sposób my robimy Orkiestrę i robią taką swoją orkiestrę serc? To my zapraszamy do Kostrzyna, jest to miejscowość graniczna z Niemcami. O tym mówię dlatego, że przyjeżdża do nas bardzo dużo Niemców. I ja myślę, że tym koncertem też łamiemy bardzo wiele barier. Jest u nas muzyka z całej Europy, napływa do nas muzyka z całego świata. Czyli jest to z daleka, Senegal, czy są to Stany Zjednoczone, Kanada, muzycy grają za zupełną darmochę, my im tylko płacimy zwrot kosztów podróży, dajemy im hotel, ale za to mamy satysfakcję, że grają na największej scenie tego świata, 160 tyś. wat. Bardzo pięknie to wszystko wygląda, a przed sobą muzycy widzą ogromną rzeszę ludzi, przyjaznych, fantastycznych. Co tam mówimy? Stop narkotykom. I tam nie ma przebacz, bo jest to plaga, okrutna plaga. Mówimy stop przemocy. Tam nie ma przemocy, ale ci ludzie ładują akumulatory, żeby wrócić do siebie do domu i żeby być innym. Tam przede wszystkim, wszystkim tym młodym Polakom mówimy tak, to jest piękny kraj, czujcie się w tym pięknym kraju, że jesteście pięknymi ludźmi. W związku z tym otoczcie opieką tych, którzy są obok was, bawcie się dobrze, cali i zdrowo wróćcie do domów. I pamiętajcie, jak mi któryś weźmie tutaj narkotyk w rękę to w ryj. To jest żart taki u nas kabaretu. Ale generalnie łeb bym ukręcił i to robimy, gonimy dealerów, tam nie ma na to przebacz. I ta świadomość wśród ludzi jest.
KRZYSZTOF RENIK: A dlaczego nazwałeś to Woodstock?
JERZY OWSIAK: Woodstock nazwałem chyba z jednego głównego powodu. Sam jestem z pokolenia, kiedy Woodstock grał w 69 roku w Sanach Zjednoczonych. Sla nas to była absolutna jakaś iskra z nieba, coś nieprawdopodobnego.
KRZYSZTOF RENIK: Tak, ale tamten Woodstock nie był jednak taki niewinny.
JERZY OWSIAK: Tamten Woodstock to była komercyjna impreza, która się nagle przerodziła przez nadmiar ludzi, bo nikt się nie spodziewał, że będzie ich tyle. Przerodziło się to w ogromny manifest tamtego pokolenia amerykańskiego przeciwko wojnie w Wietnamie, ale przede wszystkim w ogóle to załamało pewnego rodzaju establishment, który był w Ameryce, stworzył zupełnie nową sytuację. Ale czy niewinny? Był bardzo budujący, czego dowodem jest Woodstock nasz. My na jego podstawie to opieramy.
KRZYSZTOF RENIK: Tak, ale pokolenie Dzieci Kwiatów, bo przecież to o tym mówimy, to było takie pokolenie troszkę wykolejone w gruncie rzeczy. Ja pamiętam moje pierwsze podróże do Azji, kiedy ocierałem, no może nie o same Dzieci Kwiaty, ale o popłuczyny, tak to nazywam, po Dzieciach Kwiatach i to nie było właśnie takie, jeszcze raz to powiem, niewinne. A zatem skąd to skojarzenie? Czy sądzisz, że to autentyczne poszukiwanie wolności przez tamtych ludzi może być inspirujące i współcześnie?
JERZY OWSIAK: Absolutnie może być, różnie się też tworzy legendy. Pamiętajcie o tym państwo, że różnie sobie budujemy swoje opowieści. Tak, że wy budujecie swoje opowieści o swoich krajach, o swoich bohaterach. Często to się przewraca do góry nogami, ale ludzie tak lubią to robić. I dla nas było pewnym ideałem w 69 roku, kiedy w Polsce były zupełnie wariackie czasy, kiedy ktoś nam próbował mówić, co jest dobre, co jest złe. Nagle gdzieś daleko w Ameryce ludzie sobie sami wybierają, że będą słuchali Jimiego Hendrixa, że będą słuchali Joe Cockera i to że w słowach wielu tych piosenek ludzie się wypowiadają na temat polityki amerykańskiej było nie do pomyślenia. Nam też nie leżała wojna w Wietnamie jako coś fantastycznego. Ale do głowy by nam nie przyszło, że przeciwko temu można w ogóle protestować. Tam ludzie protestowali. W związku z tym też stworzył się taki jakby ideał władzy nad swoim życie, że władza jest władzą, ale władza niech się, nie wiem, zajmie urzędami, niech zajmie się lecznictwem, ale nie tym, co ja mam mieć w głowie. Ten ideał dla mnie przetrwał, bo przetrwał w postaci muzyki, ty być może się o tych ludzi ocierałeś, ja na szczęście byłem po raz drugi w 94 roku, kiedy była powtórka - remake, po 25 latach - Woodstocku i przyjechała zupełnie inna Ameryka, syta, bogata, zadowolona z siebie, ale przy okazji pokazująca, że 400 tyś. ludzi świetnie się bawi w jednym miejscu. I nie trzeba być może Wietnamu, żeby też się zebrać do kupy. Wtedy powiedziałem kolegom - słuchajcie, gdyby zrobić u nas taki koncert, który właśnie nie byłby taką gonitwą komercyjną, byłby za darmo, coś by się działo. Już rok później zrobiliśmy pierwszy Przystanek Woodstock. A słowo Przystanek, to jest z pięknego serialu „Przystanek Alaska”, który u nas był na naszych ekranach telewizorów. Jeżeli ktoś z państwa ten serial skojarzy, to jest to serial o małym miasteczku, gdzieś daleko na Alasce, w Ameryce, gdzie życie się toczy tętnem tego miasta, nie tętnem Waszyngtonu czy Nowego Jorku, tylko tętnem miasteczka. Jest dobrze, jest źle, generalnie ludzie się kochają. Połączyłem te dwa słowa, moje ideały sprzed 40 lat z tym serialem, który jest perspektywą, że powinniśmy w społeczności żyć dobrze dla siebie nawzajem. Stąd powstał Przystanek Woodstock i tak chyba tam jest.