Czasami tak to jest, że kiedy człowiek chce pobyć sam, lgną do niego ludzie. Rybaka z Torres spotkałam właśnie takiego dnia, a on przyczepił się do mnie i już nie chciał sobie pójść. Postanowił, że wszystko sam mi pokaże. W końcu Atlantyk w okolicach Torres to przecież "jego" ocean. Spotkałam go, kiedy szedł do pracy. Miał na sobie koszulę w kratę, szorty, a na nogach "hawajanas", czyli japonki najpopularniejszej brazylijskiej firmy (w Brazylii kosztują grosze i chodzą w nich wszyscy ludzie pracy: rolnicy, rybacy etc.). Niósł sporej wielkości wiadro i poskładaną wędkę.
- Jaki piękny dzień - zagadał po portugalsku, a ponieważ ja nie znam portugalskiego tylko domyśliłam się, że mówił o pogodzie, bo wskazywał ręką słońce. Zresztą, może mówił, że jest dobra pogada na ryby. W każdym razie od tej chwili, byłam zmuszona wysłuchać jego opowieści, rozumiejąc tylko jedną część, a drugiej się domyślając. Lorelei, bo tak miał na imię rybak, opowiedział mi, że w jego rodzinie łowi się ryby od pokoleń. Jego ojciec też jest rybakiem, i akurat dzisiaj rano wypłynął łódką w morze. On, jak co dzień, wziął wędkę i zamierza usadowić się z nią na skalnej półce. Taki połów jest bardzo niebezpieczny, bo niekiedy fale dosięgają nawet tam. Jednak to piękne miejsce i dlatego powinnam z nim pójść. To niedaleko. Nie miałam ochoty nigdzie iść z obcym facetem, który gada do mnie w obcym języku, ale Lorelei pociągnął mnie za rękę i znalazłam się na schodach wykutych w skałach. Schodząc mijaliśmy innych rybaków i może dlatego poczułam się trochę pewniej. Zeszliśmy na najniższą półkę skalną. To o nią roztrzaskiwały się już fale oceanu. Lorelei spokojnie rozłożył wędkę i przestrzegł, żebym nie kładła plecaka na skałach, bo albo spadnie do wody, albo będzie cały mokry. W wiadrze miał małe skorupiaki, które wcześniej nazbierał na plaży. Nadział jednego na haczyk i zarzucił wędkę. Już po chwili wyciągnął z oceanu małą rybkę, i od razu wrzucił ją z powrotem. Ona musi jeszcze urosnąć. Fale były coraz wyższe, i coraz głośniejsze. ...wspomniał, że wielu jego kolegów zginęło łowiąc w ten sposób, ale cóż zrobić kiedy właśnie tutaj ryby z okolic Torres biorą najlepiej. Nieopodal jest miejsce poświęcone pamięci, tych których zabrał Atlantyk. Poszliśmy tam. W uskoku skalnym ktoś wykuł figurkę Matki Boskiej z Aperecidy (patronkę Brazylii). Nossa Senhora da Conceição Aparecida, jak zwykle była w niebieskiej suknii i miała na głowie koronę. Jej twarz przypominała mi pysk małpy, konkretnie makaka, których pełno było w okolicy. Lorelei wskazał na tablice przybite do skał. Były to modliwtwy za dusze zmarłych, ale też podziękowania od tych, którym udało się przeżyć. Też miałam za co dziękować, i o co prosić, więc, choć nie jestem rybakiem, położyłam tam moją własną modlitwę. Lorelei stwierdził, że dzisiaj ryby i tak nie biorą, i chce pokazać mi okolice.
Z rybakiem z Torres
Byliśmy na formacjach skalnych należących do Parku Guarita i szliśmy w kierunku Serra do Mar (Gór nad morzem). 7 metrów pod nami huczał ocean, a Lorelei opowiadał mi, że jeszcze parę lat temu przychodził tutaj ze swoimi synami. W domu, w głębi parku Guarita czekała na niego piekna żona. Dziś został mu tylko tamten dom. "Jak żyjesz z łowienia ryb - mówił Lorelei- musisz wstawać o świcie i iść nad ocean. Rano łowisz pierwszą partię ryb. Sprzedajesz je do okolicznych sklepów, albo restauracji, których w Torres nie brakuje. Pieniędzy starcza, żeby kupić coś na obiad, bo mało rybaków je ryby. Ja ich nie jem, nie lubię ich jeść, w ogóle mi nie smakują. Co innego skorupiaki, są bardzo smaczne, powinnaś spróbować. Po południu znowu idziesz łowić. Potem musisz zadbać o sieci, wędki, łódkę, o cały ten sprzęt. Schodzi Ci cały dzień. Niewiele masz z tego pieniędzy, ale to dobra praca, cały czas na powietrzu. Tylko, że ona nie chciała tak żyć. W małej chatce, gdzieś nad oceanem. Odeszła z miastowym i zabrała naszych synów, żeby nie zostali rybakami, tak jak ja i mój ojciec. Od tej pory ich nie widziałem". Doszliśmy do ostatniego wzniesiania w Parku Guarita, przed nami był Atlantyk , za nami góry Serra do Mar. W oddali widać było wieżowce- nowoczesne hotele, które właśnie budują w Torres. Pomyślałam, że Lorelei jest ostatnim pokoleniem rybaków z Parku Guarita. Jak to dobrze, że się spotkaliśmy.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Polskie Radio S.A. nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Komentarze zawierające wulgaryzmy (art. 3 Ustawy o języku polskim z dnia 7 października 1999r.), będą usuwane.