Z dużym opóźnieniem dotarła do mnie płyta Franki, która tymczasem zalęgła się w polskim eterze i do tego stopnia spolszczyła, że gdyby zastosować tu zasadę budowania polskiej reprezentacji kopaczy, Franka miałaby polski paszport od ręki. Zapewne stąd i Franka pisane tak właśnie...
Przyznam się, że wraz z płytą otrzymałem tyle materiałów na temat Franki, że nie trzeba było słuchać płyty, by wszystko o niej wiedzieć. Pełen zachwyt, ale mnie zainteresowały i zaniepokoiły pewne rzeczy.
Pierwsza to zachwyt tak różnych środowisk jak to związane z listą przebojów i z MiniMaxem - to dwa różne światy i nieczęsto się przenikają.
Po drugie - Dark folk... Hmmm... Przyznam się szczerze, że poza kolekcją undergroundowych tematów z tego gatunku, z Wysp, niewiele dociera, a te które mam nijak nie pasują do Listy. I to sprawiło, że z ciekawością sięgnąłem po płytę. Mimo całego archiwum, jakie miałem w ręce, nie wiedziałem czego się spodziewać a gdy doczytałem się, że na wiolonczeli gra tu koleżanka ze Swoją Drogą, no to już konfuzja pełna...
...
Posłuchałem i przyznam się szczerze, zabierałem się do tego z ciekawością ale i z rezerwą. (Przyznam się, że z recenzji, najbardziej ufam Hellofolks, bo to zbliżone klimaty. )
Jakby to rzekli krytycy Heaneya, to muzyka z obszaru "między". Trudno o niej powiedzieć - "Folk", trudno też zaklasyfikować do akustycznego rocka "unplugged". To coś pomiędzy. Pomiędzy, jak się okazuje jest masa miejsca na dobre pomysły.
Nie przekonują mnie zbytnio piosenki redosne, wesołe, jak otwierająca - to muzyka jakiej pełno. nazywam to poprawnością polityczną. Zapewne zniechęciłaby mnie, gdyby nie druga, w której pojawia się już zmienność nastrojów z delikatną nutą "soudade", z pewną nieoczywistością podkreślaną delikatną grą akordów. A od trzeciego utworu zaczyna się prawdziwa uczta.
Jak czytam w materiałach, wrażenie na France wywarły: Patti SMith, Janis Joplin, Rickie Lee Jones, Hildegarda z Binden, Kate Bush, PJ Harvey, Dagmar Krause, Rene Aubry, Sting, Jan Sebastian Bach, Philip Glass. Dodajmy do tego Tori Amos czy ALison Moyet, jak uważa Paweł Trybała.
Świetnie się tego słucha. Nawet w mroczniejszych piosenkach, pełno tu łagodnych, melodyjnych fraz. Fortepian, wiolonczela - w ogóle instrumentacja na pograniczy folku z muzyką dawnych mieszczańskich salonów. Słowem szata dźwiękowa niejednoznaczna i frapująca. Niewiele ma to wspólnego z barokiem, do którego artystka ma słabość, no może poza fragmentami, w których pojawiają się i nakładają różne plany, prawie polifoniczne, choć mało samodzielne i bardziej ostinatowe niż te autorstwa Jana Sebastiana. Trochę szkoda, bo byłoby artystce z tym do twarzy.
Wielką zaletą płyty jest szczerość i jej konfesyjny charakter. W dobie plastikowych tworów i muzyki sztucznej, to wystarczający powód by z płytą się zaprzyjaźnić i nie dziwię się, że zyskała artystce tylu fanów.
Płyta ma jeszcze jeden aspekt, po jej przesłuchaniu człowiek czeka na więcej i na dalszy rozwój wypadków.
Polecam też stronę:
http://www.frankademille.com/polski#!__polski
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Polskie Radio S.A. nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Komentarze zawierające wulgaryzmy (art. 3 Ustawy o języku polskim z dnia 7 października 1999r.), będą usuwane.