treść odcinka (dialogi)
Matysiak - Sześćset pięćdziesiąt...sześćset siedemdziesiąt... Siedemset... i tu dwie stówki, matko i szlus. Zaliczka czterysta siedemdziesiąt, tysiąc trzysta siedemdziesiąt...
Matysiakowa - No, a premia?
Matysiak - Jaka premia?
Matysiakowa - Jaka premia? Jaka premia? Już ty nie kręć! Miało być jeszcze pięćdziesiąt procent. Nie mówiłeś? Przecież jesteście na planie.
Matysiak - Aaa...O to ci chodzi! E, to dopiero może po Piętnastym a i to też jeszcze nie wiadomo. Przecież wiesz jak z naszym Sztolcem. Zanim mu obliczą, zanim co... zanim podpiszą, podłączą pospinają... upłynie jeszcze wody w Wiśle...
Matysiakowa - Poszukaj ty tam jeszcze, dobrze poszukaj, bo mi ciągle coś zaokrąglasz...
Matysiak - No, Związek przecież zapłaciłem...na repatriantów zbierali to dałem dwadzieścia, o i Szulkiewiczowi oddałem trzydzieści złotych no i co chcesz?
Matysiakowa - No i ta składka na piwo z czerwoną kartką z Grzelakiem... Jakżeby się bez tego obeszło...
Matysiak - /chucha/ - Była kartka? Cienkie piwo, dwa złote dziesięć groszy... Daj jeść! Stacha jeszcze nie było? Miał czekać na mnie przed bramą i znowu pewno gdzieś poleciał.
Matysiakowa - A ja na niego z obiadem czekać nie będę. Kartofle już nastawiłam, będzie jadł zdębiałe. Na każdego tylko czekaj i czekaj! Jakby innej roboty nie było.
Matysiak - No, a Gienek gdzie?
Matysiakowa - Gienek? Zaraz przyjdzie. Wyleciał kupić zeszyt w kratkę. Nigdzie dostać nie można... A na liniowanym to ja liczyć nie umiem.
/pukanie/
Matysiak - A któż tam znowu w sam obiad? Proszę!
Reporter - Dzień dobry. Ja z Polskiego Radia...
Matysiakowa - A, dzień dobry panu. Bardzo prosimy.
Matysiak - Prosimy, prosimy...
Reporter - Bardzo przepraszam, że ja tak do państwa niestosownie może, w porze obiadowej, ale sądziłem, że zastanę całą rodzinę...
Matysiak - Nie szkodzi, nie szkodzi, prosimy niech pan siada...
Matysiakowa - Dzieci powinny zaraz nadejść. Gienek tylko na chwilę... A Zosia pewno jeszcze czeka w kolejce. Słyszał pan, w naszej dzielnicy znów masła dzisiaj rano nie było ?...
Matysiak - Panie, jak to jest, może mi pan wytłumaczy... z tą całą dystrybucją...tyle się o tym mówi i pisze i wszystko jak groch o ścianę...Na Mokotowie jest u nas na Powiślu nie ma, u nas na Powiślu jest to na Mokotowie choćby ze świecą szukaj. Czy by tak, panie , nie można częściej o tym przez radio ?...
Reporter - Częściej ? Panie Józefie ! Co też pan !... Nasi Lektorzy już chrypki od tego dostali...
Matysiak - Ze wszystkim, panie, u nas tak jest... A pan Myśli, że w fabryce naszej lepiej. Gdzie tam ! Szulkiewiczowi, pan wie, - on jest w naszej Radzie, - już z tego wszystkiego włosy z głowy wyłażą... O, jeszcze potrwa, panie, jeszcze potrwa nim się to wszystko u nas po ludzku nie ułoży... Ale się ułoży.
Matysiakowa - A ty swoje... Ułoży, ułoży a tu końca w ogóle nie widać. Człowiek chociażby już nareszcie tego spokoju... z tym naszym mieszkaniem to też na wodzie pisane... Słyszał to pan o tym naszym mieszkaniu?
Reporter - Naturalnie, naturalnie. Ale ja tu, proszę państwa...
Matysiak - A może pan z nami, tak zupki, co? Matka, daj no i panu redaktorowi talerz, niech raz spróbuje robociarskiego jedzenia, co?
Reporter - Dziękuję, ja już po obiedzie, a przy tym i na chwilę tylko, na kilka minut.
Matysiak - Kilka, nie kilka, zje pan z nami talerz. Co to Takiemu chłopu, żeby talerz zupy... Zaraz Wszyscy powinni się zejść, to sobie spokojnie, panie, przy stole pogadamy, pogwarzymy...
Matysiakowa - Tak, tak, nie trzeba odmawiać. Czym chata bogata...
Matysiak - Tak, czym chata bogata... No, a cóż to za interes pana do nas sprowadza ?
Reporter - No, jakby to powiedzieć, od czego zacząć...
Matysiak - Wal pan prosto z mostu. Co na wątrobie to i na dłoni - taka, panie, moja zasada. Nie , matka ?
Matysiakowa - Ano, co prawda, to prawda. My tam nie lubimy niczego owijać w bawełnę... Reporter - To dobrze, państwo mi ułatwiają w jakiś sposób... Proszę państwa !... Losy państwa rodziny wzbudziły olbrzymie zainteresowanie naszych słuchaczy. Zaistniała, proszę państwa, konieczność powtórzenia dla słuchaczy, którzy późno państwa poznali, albo którzy pragną poznać wszystkie sprawy, jakie do tej pory się zdarzyły, w rodzinie Matysiaków.
Matysiak - Acha, rozumiem, panu chodzi o taki wywiad z nami...
Reporter - No, coś w tym rodzaju...
Matysiak - No, to jak matka ?
Matysiakowa - A, drogi panie, o czym tu mówić... Po prostu się żyje. Kłopoty, kłopoty, dnia panie nie ma bez kłopotów, koniec z końcem trudno związać, pan wie przecież jak to jest... Czy my to jedni ? Ja to powiem panu po prawdzie, że się bardzo Dziwię, co też sobie ludzie w nas takiego upatrzyli... Listy piszą, jak były, wie pan, Józka imieniny niedawno, to pan nie uwierzysz Ile on życzeń dostał. A jedna pani, to nie uwierzy Pan redaktor, napisała, że nawet szklanki nam kupi i kilka krzeseł przyśle, żeby było na czym siedzieć... Pomyślałby kto - przecie to obcy ludzie człowiek na oczy ich nie widział i takie rzeczy... Wie pan, mnie samą jakem to przeczytała, Te karty, listy, depesze, to jakby coś za gardło... Człowiekowi inaczej zaraz na sercu...
Matysiak - Ja zawsze powiadam , że ludzie nie są tacy źli.
Reporter - To bardzo przyjemne, co państwo mówią...
Matysiak - Bieda tylko ludzi marnuje, ot co.
Reporter - A jak się to w ogóle zaczęło ?
Matysiak - Niby co zaczęło ?
Reporter - No, to, że losy państwa... no że słuchacze wiedzą co się dzieje, jak państwo żyją... O to mi chodzi.
Matysiak - Aaa... No co powiedzieć ?... No, namówili nas... Zaraz, kiedy to było, matka, tak jakoś z końcem Roku, przed samym Bożym Narodzeniem... przyszli tu... też z radia, no i panie od słowa do słowa to się jakoś zaczęło... Hela, moja żona wie pan, to się najpierw krzywiła, mówię panu, jakby ocet siedmiu złodziei miała wypić, ale i ją wreszcie przekabacili... Bardzo sympatyczni ludzie, mówię panu...
Matysiakowa - Już ty nic na mnie nie wygaduj, bo i tak się dość wstydu najadłam , jak wtedy z Wojtkiem Grzelakiem...
Reporter - Z panem Grzelakiem ? A co takiego z panem Grzelakiem ?
Matysiak - E , tam babskie gadanie. No, zdarzy się czasem, panu redaktorowi też się na pewno zdarzyło... Wypiło się raz trochę za dużo przy dyskusji, pośpiewało z przyjacielem...
Matysiakowa - Pośpiewało, pośpiewało... Ładnie pośpiewało...
Matysiak - No, już, już, Hela. Było, przeszło ... co wspominać...
Reporter - Przepraszam : państwo ile dzieci mają ? O, widzę zdjęcie, cała rodzina prawda ? Matysiakowa - To dwa lata temu. W rocznicę ślubu...
Reporter - A, to troje dzieci państwo mają. Córka i dwóch synów...
Matysiak - A, tak, tak, dwóch synów... Starszy Stacho, razem ze mną na fabryce robi, a ten nicpoń to Gienek... No, widzisz, matka, ile to czasu go nie ma... Jego tylko gdzieś posłać ! Strasznie się rozbisurmanił, już siły do niego nie mam...
Matysiakowa - No, nie mów , Józiu ! Dobre dziecko, złote serce... tylko jak to chłopak... W domu nie usiedzi, widzi pan przecież jak mieszkamy i co się tu dziwić...
Reporter - Co jak co - rzeczywiście, ale mieszkanie to państwo powinni otrzymać.
Matysiak - A panie, a jak jeszcze żona pierze, jak pranie przyjdzie, to już koniec świata...
Matysiakowa - Trzeba te parę złotych przecież dorobić. Sam pan wie... Teraz to już mi trochę lżej, bo Stacho parę złotych przyniesie za granie. Na trąbce gra, po zabawach, to tu, to tam...Parę złotych mu zawsze wleci. Ale młody, to też ma swoje potrzeby... Wie pan, ile to teraz wszystko kosztuje... wykarmić dzisiaj pięć osób !...
Reporter - A córka nie pracuje ?
Matysiakowa - Niby Danka, ona, panie... jej tu z nami nie ma... Matysiak /sucho/ - Nie, nie ma. To jest , panie... Jest u nas siostrzenica, córka siostry żony, Zosia. Fachu się uczy, krawiectwa w szkole, w domu zawsze pomoże...
Reporter - To córka wyszła za mąż ?
Matysiak - Co ? E, nie, nie,... To inna sprawa...
/wejście Gienka i Zośki/
Zocha - Ale się wystałam , ciociu, w tej kolejce. Dopiero co przywieźli, już nie wiedziałam, czekać dalej nie czekać... O, przepraszam !
Gienek - Bo Zocha, mamo, żadnej smykałki do takich rzeczy nie ma. Dziesięć bab się przed nią wepchnęło, a ona jak ta trusia... Matysiakowa - Przywitaj się Gieniu. To jest pan z Polskiego Radia.
Gienek - Szanowanie panu. Eugeniusz Matysiak, najmłodsza latorośl... A pan do nas po jakiej linii ?
Reporter /na uśmiechu/- Po jakiej linii ? Po linii wywiadu Dla naszych słuchaczy.
Gienek - O, rany, znowu będzie jakaś draka. Tato, może się kopnę po Grzelaka, będzie dyskusja przed mikrofonem.
Matysiak - Ani mi się waż. Siadaj i sza ! Siedź i ani się Odzywaj ! My tu z panem...
Zocha - Ciociu, to może ja pójdę tymczasem odebrać tę wyżymaczkę.
Matysiakowa - Nie, nie, nie pali się. Zajmij się , moje dziecko, obiadem, pan redaktor zje z nami...
Redaktor - Chciałbym się również o pannie Zosi dowiedzieć.
Zocha - O mnie ?
Gienek - Też pan sobie temat wymyślił !
Matysiak - Gienek ! Nie wtrącaj się. O czym tośmy mówili?
Reporter - Właściwie cały czas o państwa rodzinie. No chciałbym dowiedzieć się, jakie państwo mają kłopoty, zmartwienia, bolączki... trudno mi zadawać pytania, traktujmy to jako... najlepiej niech państwo sami mówią o sobie.
Mtysiakowa - O sobie, to bardzo trudno mówić. No, widzi pan, żyjemy sobie tak jak wszyscy... Zosia się uczy, Stach pracuje, słyszał pan , razem z ojcem, różnie im tam w tej pracy idzie, jak to w pracy... No, mówiłam już, trochę pomaga i tym graniem... Gienek - Król trąbki. A teraz, wie pan - gitara. Szarpany instrument. Bam, bam, bam ! Tato, a o Gąsiorku już było ?
Matysiak - Nie wtrącaj się, co za chłopak !... Żeby chociaż chwilę pomilczał !
Reporter - Przepraszam, a kto to jest Gąsiorek ?
Gienek - Kryształ charakter, czarna postać.
Reporter - Nie rozumiem.
Matysiakowa - Gieniu ! Przecież ojciec cię prosił... Ano, wie pan, mieliśmy przez pewien czas przykrości, nawet z milicji do nas przychodzili... To tak zawsze, jak się w złe towarzystwo młody Chłopak dostanie... A ten cały Gąsiorek to taki tam...jakby panu powiedzieć, taka szumowina. mało to dzisiaj takich. Ta wojna wszystkiemu winna... Łatwy zarobek, niby to jaki interes, chcieli chłopaka wciągnąć... Ale Stach, Bogu dzięki, swój charakter posiada.
Matysiak - A ja mu od początku mówiłem. Uważaj! uważaj! najgorzej panie, teraz jak się dzieci rodziców nie słuchają. A dzisiaj, które ledwo zarabiać zacznie, to jakby wszystkie rozumy zjadło... Dzisiaj, panie, dzieci, trzeba krótko trzymać, tłumaczyć, perswadować, a jak nic nie pomaga i do pasa sięgnąć. O , ja to tak...
Gienek - Słyszy pan, słyszy pan ? Tata to stary reżimowiec. Konserwa, niedozwolone metody... A piątki łamie się w tym domu praworządność rodzinną... Niech pan to zapisze !
Matysiak - Gienek, bo ty mnie z równowagi wyprowadzisz.
Gienek - Widzi pan, za krytykę znów człowieka prześladują...
Matysiak - Sześćset pięćdziesiąt...sześćset siedemdziesiąt... Siedemset... i tu dwie stówki, matko i szlus. Zaliczka czterysta siedemdziesiąt, tysiąc trzysta siedemdziesiąt...
Matysiakowa - No, a premia?
Matysiak - Jaka premia?
Matysiakowa - Jaka premia? Jaka premia? Już ty nie kręć! Miało być jeszcze pięćdziesiąt procent. Nie mówiłeś? Przecież jesteście na planie.
Matysiak - Aaa...O to ci chodzi! E, to dopiero może po Piętnastym a i to też jeszcze nie wiadomo. Przecież wiesz jak z naszym Sztolcem. Zanim mu obliczą, zanim co... zanim podpiszą, podłączą pospinają... upłynie jeszcze wody w Wiśle...
Matysiakowa - Poszukaj ty tam jeszcze, dobrze poszukaj, bo mi ciągle coś zaokrąglasz...
Matysiak - No, Związek przecież zapłaciłem...na repatriantów zbierali to dałem dwadzieścia, o i Szulkiewiczowi oddałem trzydzieści złotych no i co chcesz?
Matysiakowa - No i ta składka na piwo z czerwoną kartką z Grzelakiem... Jakżeby się bez tego obeszło...
Matysiak - /chucha/ - Była kartka? Cienkie piwo, dwa złote dziesięć groszy... Daj jeść! Stacha jeszcze nie było? Miał czekać na mnie przed bramą i znowu pewno gdzieś poleciał.
Matysiakowa - A ja na niego z obiadem czekać nie będę. Kartofle już nastawiłam, będzie jadł zdębiałe. Na każdego tylko czekaj i czekaj! Jakby innej roboty nie było.
Matysiak - No, a Gienek gdzie?
Matysiakowa - Gienek? Zaraz przyjdzie. Wyleciał kupić zeszyt w kratkę. Nigdzie dostać nie można... A na liniowanym to ja liczyć nie umiem.
/pukanie/
Matysiak - A któż tam znowu w sam obiad? Proszę!
Reporter - Dzień dobry. Ja z Polskiego Radia...
Matysiakowa - A, dzień dobry panu. Bardzo prosimy.
Matysiak - Prosimy, prosimy...
Reporter - Bardzo przepraszam, że ja tak do państwa niestosownie może, w porze obiadowej, ale sądziłem, że zastanę całą rodzinę...
Matysiak - Nie szkodzi, nie szkodzi, prosimy niech pan siada...
Matysiakowa - Dzieci powinny zaraz nadejść. Gienek tylko na chwilę... A Zosia pewno jeszcze czeka w kolejce. Słyszał pan, w naszej dzielnicy znów masła dzisiaj rano nie było ?...
Matysiak - Panie, jak to jest, może mi pan wytłumaczy... z tą całą dystrybucją...tyle się o tym mówi i pisze i wszystko jak groch o ścianę...Na Mokotowie jest u nas na Powiślu nie ma, u nas na Powiślu jest to na Mokotowie choćby ze świecą szukaj. Czy by tak, panie , nie można częściej o tym przez radio ?...
Reporter - Częściej ? Panie Józefie ! Co też pan !... Nasi Lektorzy już chrypki od tego dostali...
Matysiak - Ze wszystkim, panie, u nas tak jest... A pan Myśli, że w fabryce naszej lepiej. Gdzie tam ! Szulkiewiczowi, pan wie, - on jest w naszej Radzie, - już z tego wszystkiego włosy z głowy wyłażą... O, jeszcze potrwa, panie, jeszcze potrwa nim się to wszystko u nas po ludzku nie ułoży... Ale się ułoży.
Matysiakowa - A ty swoje... Ułoży, ułoży a tu końca w ogóle nie widać. Człowiek chociażby już nareszcie tego spokoju... z tym naszym mieszkaniem to też na wodzie pisane... Słyszał to pan o tym naszym mieszkaniu?
Reporter - Naturalnie, naturalnie. Ale ja tu, proszę państwa...
Matysiak - A może pan z nami, tak zupki, co? Matka, daj no i panu redaktorowi talerz, niech raz spróbuje robociarskiego jedzenia, co?
Reporter - Dziękuję, ja już po obiedzie, a przy tym i na chwilę tylko, na kilka minut.
Matysiak - Kilka, nie kilka, zje pan z nami talerz. Co to Takiemu chłopu, żeby talerz zupy... Zaraz Wszyscy powinni się zejść, to sobie spokojnie, panie, przy stole pogadamy, pogwarzymy...
Matysiakowa - Tak, tak, nie trzeba odmawiać. Czym chata bogata...
Matysiak - Tak, czym chata bogata... No, a cóż to za interes pana do nas sprowadza ?
Reporter - No, jakby to powiedzieć, od czego zacząć...
Matysiak - Wal pan prosto z mostu. Co na wątrobie to i na dłoni - taka, panie, moja zasada. Nie , matka ?
Matysiakowa - Ano, co prawda, to prawda. My tam nie lubimy niczego owijać w bawełnę... Reporter - To dobrze, państwo mi ułatwiają w jakiś sposób... Proszę państwa !... Losy państwa rodziny wzbudziły olbrzymie zainteresowanie naszych słuchaczy. Zaistniała, proszę państwa, konieczność powtórzenia dla słuchaczy, którzy późno państwa poznali, albo którzy pragną poznać wszystkie sprawy, jakie do tej pory się zdarzyły, w rodzinie Matysiaków.
Matysiak - Acha, rozumiem, panu chodzi o taki wywiad z nami...
Reporter - No, coś w tym rodzaju...
Matysiak - No, to jak matka ?
Matysiakowa - A, drogi panie, o czym tu mówić... Po prostu się żyje. Kłopoty, kłopoty, dnia panie nie ma bez kłopotów, koniec z końcem trudno związać, pan wie przecież jak to jest... Czy my to jedni ? Ja to powiem panu po prawdzie, że się bardzo Dziwię, co też sobie ludzie w nas takiego upatrzyli... Listy piszą, jak były, wie pan, Józka imieniny niedawno, to pan nie uwierzysz Ile on życzeń dostał. A jedna pani, to nie uwierzy Pan redaktor, napisała, że nawet szklanki nam kupi i kilka krzeseł przyśle, żeby było na czym siedzieć... Pomyślałby kto - przecie to obcy ludzie człowiek na oczy ich nie widział i takie rzeczy... Wie pan, mnie samą jakem to przeczytała, Te karty, listy, depesze, to jakby coś za gardło... Człowiekowi inaczej zaraz na sercu...
Matysiak - Ja zawsze powiadam , że ludzie nie są tacy źli.
Reporter - To bardzo przyjemne, co państwo mówią...
Matysiak - Bieda tylko ludzi marnuje, ot co.
Reporter - A jak się to w ogóle zaczęło ?
Matysiak - Niby co zaczęło ?